Strony

środa, 31 października 2012

Jak się zakochałem

To nie była strzała kupidyna. To była raczej laska dynamitu którą kupidyn wsadził mi głęboko w gardło i zdetonował rozrywając na strzępy. Tak jak zima zaskakuje drogowców tak mnie zaskoczył łopotanie stalowego motyla w mojej klatce piersiowej. Nie planowałem tego, nie chciałem tak, ba! chciałem inaczej ale wyszło jak zwykle  w komediach romantycznych że w końcu ten i ta spotykają się w żarze uczuć.

Jeśli po przeczytaniu tego posta porzygacie się tęczą to i tak będziecie w lepszym stanie niż ja. Poczytajcie wcześniejsze posty pełne pragmatyzmu, zimnej logiki, chamstwa i nieprzyzwoitości. pomyślcie jak ja się czułem kiedy to wszystko się działo. Czułem się jak komiksowa postać Lobo którą ktoś narysował w komiksie dla nastolatek.

Dorota napisała do mnie na Badoo "Cześć - jakie książki SF i Fantasy czytasz?" a może raczej "Cześć - jakiej marki tory używasz na swojej makiecie?". Dorota ma bardzo atrakcyjna fotkę i interesuje się tym samym hobby co ja na wystarczająco wysokim poziomie aby zadawać pytania sensowne a nie z czapy. Patrzę dalej i w profilu czytam że ona faktycznie się tym pasjonuje. PASJONUJE. A potem patrzę na kolejne atrakcyjne fotki - naprawdę gorąca laska. Myślę sobie "O mój boże jaka zajebista laska, o bardzo podobnych zainteresowaniach pisze do mnie. Czy ja się śnię? Czy to się naprawdę dzieje? To wspaniale, to cudownie, niesamowite, zjawiskowe, niepowtarzalne i unikatowe." Niestety moje palce w tym czasie jedyne co potrafiły wystukać na klawiaturze to "omg". To był tak klasyk w którym super atrakcyjna dziewczyna podchodzi do zwykłego chłopaka i pyta o coś a ten zapomina języka w gębie i jedynie się gapi i ślini. Z tym, że ja miałem taką onlinową wersję. Potem pogadaliśmy trochę i umówiliśmy na spotkanie hobbystyczne. Podkreśliła w rozmowie coś co miała w profilu napisane co początkowo olałem "nie interesują mnie randki dostatecznie dobrze sobie radze offline". Jej faktycznie chodziło o to aby dzięki badoo znaleźć ludzi o podobnych zainteresowaniach. Dziwna to praktyka. Potem jeszcze raz w rozmowie powiedziała że "tylko litaratura". No i chuj - smutno sobie pomyślałem - taka fajna laska...

Dorota jest wysoka, ma słowiańską urodę, poliki, rudawe włosy, wielgachne zielone oczy z białkami oczu lekko błękitnymi. Nie jest gruba ale nie jest też przeraźliwie chuda. Dba o siebie, i ma delikatnie zarysowane mięśnie. Ubiera się tak jak lubię: krótkie spodenki, wysokie skórzane buty lub wygodne buty z podkolanówkami i rajstopami. Obcisłe bluzeczki i obfity biust. Przy biuście na chwilę się zatrzymam bo jest bardzo ważny. Dorota ma duży, seksowny i wyraźnie podkreślony przez właścicielkę biust. To taki klasyczny duży biust sekretarki. Generalnie Dorota należy do tej grupy kobiet które nie musza się starać aby wokół niej zbierała się chmara facetów. Zwykle tych niewłaściwych facetów.

Nasze wspólne pasje wymagają regularnych spotkań. A, że Dorota z góry ustaliła relacje między nami stwierdziłem że będzie lepiej jeśli ja nie polubię. Było trudno, byłem niemiły, ignorowałem ją i docinałem czasami. Ostatecznie zaczęła spotykać z Piotrem. Piotr, wysoki, szpakowaty, twarz podziobana i mocno przerzedzone włosy ale za to z charyzmą i mocą. Mówi głośno, zagarnia uwagę dla siebie, raczej wydaje polecenia niż prosi. Zwykle dostaje to czego chce, twardy w obyciu, konsekwentny, władczy i despotyczny. Też poznała go na Badoo. Było też kilku innych kolesi... też poznanych na badoo. Poczułem się jak na jakimś pieprzonym castingu. Mimo wszystko miałem jeszcze nadzieję która jednak prysła po krótkie rozmowie.
- Słuchaj, nie jestem pewien co do idei tych spotkań literackich. Chodzi o to, że to są sami faceci z serwisu randkowego i w sumie czuje się na jakimś castingu. Wiem że ustaliłaś relację że tylko hobby i mi to odpowiada ale wydaje mi się, że będzie kwas .
- Nie będzie - odpowiedziała spokojnie - Ja teraz jestem z Piotrem i wszyscy wiedzą że z nim jestem więc nie będzie problemów.
- Jak to się stało że on wygrał casting?
- Po pierwsze to nie casting a po drugie to Piotr nalegał abym z nim chodziła więc uległam.

WTF? Że kurwa co?! Nalegał??? Wtedy stwierdziłem że to jakaś skończona kretynka. Wtedy stwierdziłem że właśnie się czegoś dowiedziałem na temat tego czego szukam. Nie szukam dziewczyny która ulega. Szukam kogoś kto będzie miał swoje zdanie i swoją opinię na temat tworzenia wspólnie związku. Szukam kogoś kto będzie dla mnie partnerem w budowaniu relacji a nie biernym odbiorca moich poleceń.

W sumie wybór pasował. Piotr daje poczucie bezpieczeństwa i pewność. To typ jebaki który bierze, nudzi się i zostawia ale z drugiej strony daje to cholerne poczucie bezpieczeństwa na które laski tak lecą. A Dorota wydaje się być dziewczyną która cholernie tego potrzebuje. Więc miało to sens. Piotra sam polubiłem więc się nie wtrącałem.

---------
hej - historia rozwoju miłości pomiędzy mną a Dorotą trochę się dłuży. Chyba resztę opowiem innym razem.

wtorek, 30 października 2012

Idealny facet mojej ex zdradził

Nawet nie wiecie jak mnie ucieszyła ta wiadomość. Wiem - jestem złym człowiekiem. M na pewno miała ciężkie chwile bo nikt nigdy jej nie zdradził. I to jeszcze w takich okolicznościach. Ale normalnie papa mi się śmieje, mam ochotę turlać się po ziemi i śmiać do rozpuchu. Nie robię tego z czystej przyzwoitości (i że mam brudno na podłodze).

Rok temu rozstałem się z M po 10 latach związku. Rozstanie z rozsądku, logiczne w zgodzie i za porozumieniem stron. Po prostu chcieliśmy czego innego, ona się zakochała (ale nie zdradziła fizycznie) a ja miałem już dosyć proszenia o seks raz w miesiącu. Zawsze uważałem że to właściwa i dobra decyzja. Bolało jak cholera i pewnie nadal boli. Ale ja tutaj nie o tym.

Pamiętam jak powiedziałem: "To słuszna decyzja i zrobimy tak, ale uważam, że to nie skończy się dobrze dla Ciebie". Tak naprawdę mi odpowiadało trwanie w tym umiarkowanie nieszczęśliwym związku i nie chciałem zmian. M chciała. Początkowo było zupełnie odwrotnie. To ja staczałem się na dno emocjonalne, moralne, finansowe i psychiczne.

Przed chwilą skończyłem rozmowę z moją ex. Zapytałem o jej faceta a miała idealnego faceta. Prowadził szkolenia z NLP, dobrze zbudowany, młody, dobrze zarabia... generalnie taki gość co ma wszystko i może mieć każdą. Kurde - nawet mi się podobał (jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało). Zdradził ją z kilkoma młodymi laskami na jednym ze szkoleń.

Muahahahaha :D Ale ja jestem podły ciesząc się z Tego ale po prostu nie mogę się powstrzymać. W czasie kiedy mi spełniają się marzenia o idealnej dziewczynie, żonie i dzieciach moja była cierpi ze zderzeniem z rzeczywistością.

Moja podróż pokazana w tym blogu pokazała mi jaki ten świat jest "zdradliwy". Wszyscy zdradzają i ranią się. Ja zdradzałem, pomagałem zdradzać i raniłem i pomagałem ranić. Wstydzę się tego i odżegnuje. Wychowany zostałem inaczej i związek z M tworzyłem inaczej. Byłem jej wierny totalnie. Nieczuły i niewrażliwy na inne kobiety mimo sexualnego głodu. Wielokrotnie myślałem o zdradzie ale nigdy nawet nie prowokowałem takiej sytuacji. Kiedy istniała szansa, że taka może zaistnieć - unikałem.  W mojej rodzinie nigdy nie było afery związanej ze zdradzą (pewnie jakieś były ale nikt nic o tym nie wie). Moi rodzicie bardzo się kochali. Okazało się że to bardzo cenne i rzadkie zjawisko.

To zderzenie obu światów "wierniekochającego" oraz "zdradzającego" było dla mnie szokiem. Dla mojej byłej pewnie też chociaż zderzyliśmy się z tą rzeczywistością z innej strony.

Ok - teraz pisząc to zrobiło mi się smutno. W końcu to ja tutaj jestem po tej złej stronie. Tej krzywdzącej, hujowej i dupkowatej. Spotkam się z moją byłą. Jestem bardzo ciekaw tej rozmowy.

niedziela, 28 października 2012

Znalazłem Liska

W końcu jednak zdarzyło się, że po długiej wędrówce poprzez piaski, skały i śniegi Mały Książę odkrył drogę. A drogi prowadzą zawsze do ludzi.

- Dzień dobry - powiedział.
Był w ogrodzie pełnym róż.
- Dzień dobry - odpowiedziały róże.
Mały Książę przyjrzał się im. Bardzo były podobne do jego róży.
- Kim jesteście? - zapytał zdziwiony.
- Jesteśmy różami - odparły róże.
- Ach... - westchnął Mały Książę.
I poczuł się bardzo nieszczęśliwy. Jego róża zapewniała go, że jest jedyna na świecie. A oto tu, w jednym ogrodzie, jest pięć tysięcy podobnych!

"Byłaby bardzo zdenerwowana... - pomyślał - kaszlałaby straszliwie i udawałaby umierającą, aby pokryć zmieszanie. A ja musiałbym udawać, że ją pielęgnuję, bo w przeciwnym razie umarłaby rzeczywiście, aby mnie tym upokorzyć..."
Później mówił sobie dalej: "Sądziłem, że posiadam jedyny na świecie kwiat, a w rzeczywistości mam zwykłą różę, jak wiele innych. Posiadanie róży i trzech wulkanów sięgających mi do kolan, z których jeden prawdopodobnie wygasł na zawsze, nie czyni ze mnie potężnego księcia..." I zapłakał, leżąc na trawie.

Wtedy pojawił się lis.
- Dzień dobry - powiedział lis.
- Dzień dobry - odpowiedział grzecznie Mały Książę i obejrzał się, ale nic nie dostrzegł.
- Jestem tutaj - posłyszał głos - pod jabłonią!
- Ktoś ty? - spytał Mały Książę. - Jesteś bardzo ładny...
- Jestem lisem - odpowiedział lis.
- Chodź pobawić się ze mną - zaproponował Mały Książę. - Jestem taki smutny...
- Nie mogę bawić się z tobą - odparł lis. - Nie jestem oswojony.
- Ach, przepraszam - powiedział Mały Książę. Lecz po namyśle dorzucił: - Co znaczy "oswojony"?
- Nie jesteś tutejszy - powiedział lis. - Czego szukasz?
- Szukam ludzi - odpowiedział Mały Książę. - Co znaczy "oswojony"?
- Ludzie mają strzelby i polują - powiedział lis. - To bardzo kłopotliwe. Hodują także kury, i to jest interesujące. Poszukujesz kur?
- Nie - odrzekł Mały Książę. - Szukam przyjaciół. Co znaczy "oswoić"?
- Jest to pojęcie zupełnie zapomniane - powiedział lis. - "Oswoić" znaczy "stworzyć więzy".
- Stworzyć więzy?
- Oczywiście - powiedział lis. - Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym do stu tysięcy małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie.

- Zaczynam rozumieć - powiedział Mały Książę. - Jest jedna róża... zdaje mi się, że ona mnie oswoiła...
- To możliwe - odrzekł lis. - Na Ziemi zdarzają się różne rzeczy...
- Och, to nie zdarzyło się na Ziemi - powiedział Mały Książę.

Lis zaciekawił się:
- Na innej planecie?
- Tak.
- A czy na tej planecie są myśliwi?
- Nie.
- To wspaniałe! A kury?
- Nie.
- Nie ma rzeczy doskonałych - westchnął lis i zaraz powrócił do swej myśli: - Życie jest jednostajne. Ja poluję na kury, ludzie polują na mnie. Wszystkie kury są do siebie podobne i wszyscy ludzie są do siebie podobni. To mnie trochę nudzi. Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki - tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu...

Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
- Proszę cię... oswój mnie - powiedział.
- Bardzo chętnie - odpowiedział Mały Książę - lecz nie mam dużo czasu. Muszę znaleźć przyjaciół i nauczyć się wielu rzeczy.
- Poznaje się tylko to, co się oswoi - powiedział lis. - Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
- A jak się to robi? - spytał Mały Książę.
- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej...
Następnego dnia Mały Książę przyszedł na oznaczone miejsce.
- Lepiej jest przychodzić o tej samej godzinie. Gdy będziesz miał przyjść na przykład o czwartej po południu, już od trzeciej zacznę odczuwać radość. Im bardziej czas będzie posuwać się naprzód, tym będę szczęśliwszy. O czwartej będę podniecony i zaniepokojony: poznam cenę szczęścia! A jeśli przyjdziesz nieoczekiwanie, nie będę mógł się przygotowywać... Potrzebny jest obrządek.
- Co znaczy "obrządek"? - spytał Mały Książę.
- To także coś całkiem zapomnianego - odpowiedział lis. - Dzięki obrządkowi pewien dzień odróżnia się od innych, pewna godzina od innych godzin. Moi myśliwi, na przykład, mają swój rytuał. W czwartek tańczą z wioskowymi dziewczętami. Stąd czwartek jest cudownym dniem! Podchodzę aż pod winnice. Gdyby myśliwi nie mieli tego zwyczaju w oznaczonym czasie, wszystkie dni byłyby do siebie podobne, a ja nie miałbym wakacji.
W ten sposób Mały Książę oswoił lisa. A gdy godzina rozstania była bliska, lis powiedział:
- Ach, będę płakać!
- To twoja wina - odpowiedział Mały Książę - nie życzyłem ci nic złego. Sam chciałeś, abym cię oswoił...
- Oczywiście - odparł lis.
- Ale będziesz płakać?
- Oczywiście.
- A więc nic nie zyskałeś na oswojeniu?
- Zyskałem coś ze względu na kolor zboża - powiedział lis, a później dorzucił: - Idź jeszcze raz zobaczyć róże. Zrozumiesz wtedy, że twoja róża jest jedyna na świecie. Gdy przyjdziesz pożegnać się ze mną, zrobię ci prezent z pewnej tajemnicy.
Mały Książę poszedł zobaczyć się z różami.
- Nie jesteście podobne do mojej róży, nie macie jeszcze żadnej wartości - powiedział różom. Nikt was nie oswoił i wy nie oswoiłyście nikogo. Jesteście takie, jakim był dawniej lis. Był zwykłym lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz zrobiłem go swoim przyjacielem i teraz jest dla mnie jedyny na świecie.
Róże bardzo się zawstydziły.
- Jesteście piękne, lecz próżne - powiedział im jeszcze. - Nie można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża wydawałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla mnie ona jedna ma większe znaczenie niż wy wszystkie razem, ponieważ ją właśnie podlewałem. Ponieważ ją przykrywałem kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałem. Ponieważ właśnie dla jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice (z wyjątkiem dwóch czy trzech, z których chciałem mieć motyle). Ponieważ słuchałem jej skarg, jej wychwalań się, a czasem jej milczenia. Ponieważ... jest moją różą.
Powrócił do lisa.
- Żegnaj - powiedział.
- Żegnaj - odpowiedział lis. - A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
- Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś jej wiele czasu.
- Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu... - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Ludzie zapomnieli o tej prawdzie - rzekł lis. - Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę.
- Jestem odpowiedzialny za moją różę... - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.


----------------------------------------
Oczywiście bardzo lubię Małego Księcia. Czytałem wielokrotnie jak byłem nastolatkiem. Ostatni raz w wieku 22 lat. Za każdym razem znajdę tam coś na bieżący temat. Na razie wrzucam wam do poczytania. Do tego postu będę się jeszcze odwoływał kiedy się wezmę zbiorę i opiszę jak się zakochałem. 

środa, 17 października 2012

Chujowa rada

W poprzednim poście pisałem o mądrej radzie jaką dostałem od mądrej dziewczyny. Wybaczcie, że nie napiszę która to ale po prostu plącze się w tych wszystkich zmyślaniach jakie tutaj robię aby trudniej można było wykryć tożsamość poszczególnych osób. Ale rada była prawdziwa. I była prawdziwie chujowa.

"To nie jest tak że ty będziesz gotowy aby się zaangażować. Po prostu musisz to zrobić i jakoś to będzie". No i jakoś jest. Spierdelenie jest bo... ech... od czego tu zacząć.

Jestem nie do końca dobrym człowiekiem. Spałem z dziewczyną która ma męża i dwójkę dzieci. Sypiam z dziewczyną mojego serdecznego kumpla z którym w tej chwili rozmawiam na FB i umawiamy się na spotkanie. Dziewczynom otwarcie mówię że nie interesuje mnie stały związek (fakt że nie chodzi mi tylko seks a również o wspólne spędzanie czasu, kino, przytulanie, całowanie, czy po prostu bycie miłym i szanowanie tej drugiej osoby ma jak się okazało marginalne znaczenie). Ale w tym moim chamstwie jest pewnego rodzaju uczciwość. Jestem jak złodziej który mówi "Witam, teraz Cię okradnę. Proszę podaj mi swój portfel". Prawdziwe chamstwo to było zaangażowanie się w związek z Ulą.

Pisałem wam o Uli chyba dosyć w poprzednim poście. Bystra, rezolutna, zorganizowana, wysoka, szczupła, zasadna, dobra w łóżku. Pomimo tej ogromnej liczby zalet nie zakochałem się w niej. Bardzo polubiłem, szanuje i cenię ją ale nie kocham. A ona tak. Zaczęło się robić poważnie. Wspólne plany na wakacje, wspólne dyskusje jak wytłumaczyć cała sytuację jej dziecku. Kupowanie wspólnych rzeczy i takie tam.

Wyobrażałem sobie związek z Ulą ale wiedziałem że to bez sensu. Budowanie związku na szacunku, lubieniu, sympatii i jednym z najlepszych seksów w moim życiu to za mało. Ten blog jest o tym jak ja poszukuje miłości. I tutaj go nie znalazłem.

Prawie rok temu rozstałem się z moją ex bo ona zakochała się winnym. Najpierw mieliśmy poważną rozmowę która, zakończyła się rozstaniem a potem ona powiedziała mu, że go kocha. W sumie to moja ex postąpiła dość taktowanie bo nie wskoczyła innemu do łóżka przed rozstaniem ze mną. Nie mniej jednak bolało jak cholera. Co ja pierdole. To dala boli. To taki fantomowy ból serca. Kojarzycie ludzi którzy czują ból w urwanej ręce w której trzymali granat? Ręki już nie ma ale ból eksplozji nadal jest. Ja mam tak z sercem.

Zapraszam psychologów to analizowania. Jak dla mnie to chce tego bólu oszczędzić Uli. Psycholog pewnie stwierdzi że uciekam przed oczywistym szczęściem. Jaka jest prawda? Nie wiem. Czas pokaże.

Umówiłem się z Ulą w tym samym miejscu w którym spotkałem się z nią po raz pierwszy. Uznałem, że to będzie ładna klamra kompozycyjna (taki romantyk ze mnie, że ja pierdole - ze zrywania tworzę poemat). Przyszła cholernie radosna. Uśmiechała się do mnie i była turbo miła. Nie wiem czemu ale pocałowałem ją jakby nigdy nic. Nie chciałem aby przeczuwała że coś się dzieje. A potem gadaliśmy o pierdołach, o pracy o wakacjach a nawet o planach na przyszły tydzień. W głowie słyszałem głos że mam zacząć ale z drugiej strony tak bardzo nie chciałem robić jej przykrości.
W końcu opowiedziałem jej o radzie jaką dostałem. I nawet potakiwała że to dobra rada była jakby chciała powiedzieć "dziękuję Ci nieznajoma radodajko że taką fajną radę dałaś mojemu facetowi bo to teraz jest mój facet dzięki temu". A potem podsumowałem to słowami że "to chujowa rada była bo Cię nie kocham".

No i prawie się rozryczałem. Ją zatkało. Była tak zszokowana, że gadała coś bez sensu. Było sporo długich przerw między jednym jej zdaniem a moim. Ja coś próbowałem uzupełnić w swojej wypowiedzi ale jakoś wszystko uleciało mi z głowy. Suche gardło i drganie kończyn nie specjalnie pomagały mi zebrać myśli. Ta kompromitującą i żałosną wymianę zdań przerwała Ula słowami "To bez sensu". Spakowała się i wyszła.

Faktycznie bez sensu. Zrobiło mi się nie dobrze i bardzo źle. Wiem jednak że to była dobra decyzja. Wierzcie lub nie, ale zakochałem się. W kim i jak... napisze niebawem. Prawdopodobnie w ostatnim postacie na tym blogu bo znalazłem to czego szukałem.

piątek, 5 października 2012

Seks z szefową

Czasami mam swojego szefa. Staram się zwykle ustawić w życiu tak żeby nie mieć ale czasami się nie da. Mam własną firmę ale czasami pracuje dla kogoś. Czasami robię dodatkowe fuchy jako ekspert. Czasami jestem "dodawany" do jakiegoś zespołu na potrzeby jednego projektu. Tak było i tym razem. No i... od pewnego czasu sypiam z szefową.

Projekt jest fantastyczny. Dreamjob. Połączenie mojej pasji, pracy i wiedzy którą posiadam. Dodatkowo mam pewnego rodzaju zaplecze techniczne do realizacji tego zlecenia więc byłem idealnym kandydatem. kasa też nie jest zła. Robię to co lubię a do tego mi jeszcze płacą. Cudo.

Szefowa urzekła mnie od samego początku. Starsza ode mnie, bardzo chuda, widać już zmarszczki ale mimo wszystko zachowało dużo dziewczęcego wdzięku. Energiczna i pozytywna. Ładne włosy i taka normalna z ubioru. Na spotkaniu w kawiarni wszystko było pro. Pod koniec zapytała czy mnie gdzieś nie podrzucić i... (nie! nie pojechaliśmy do niej się kochać. Pisząc, że mnie urzekła nie to miałem na myśli).. i... powiedziałem że muszę wysłać kilka maili więc idę do kafejki internetowej na co ona zostawiła mi swojego laptopa i poszła na zakupy.

I przypomniałem sobie że już o niej wam pisałem. To była Ula z tego postu http://mietowykochanek.blogspot.com/2012/07/poprosze-danie-dnia.html
Pisałem też, że to coś nowego. Nie pisałem jednak o tym co mi kiedyś powiedziała Olga. Pamiętacie Olgę? Nie? to sobie poszukajcie z prawej strony postów otagowanych Olgą. Pisałem kiedyś, że jest bardzo mądra i wnikliwa. Czyta mnie bez problemów i dała mi pewną rade. Gadamy czasami i zwierzyłem jej się że nadal nie mogę stworzyć nic stałego. Ona na to że nie mogę się zaangażować i zanim zdążyłem powiedzieć coś więcej uprzediła moje słowa mówiąc: "I to nie jest tak że kiedyś będziesz gotowy. To nie tak działa. To po prostu się dzieje. Robisz to, angażujesz się i wtedy już wiesz, więc nie pierdol mi tutaj tylko się zaangażuj do cholery. Zobaczysz będzie dobrze." Mam taką cechę, że jak kogoś uznam za mądrego to słucham jego rada. Nie po drodze mi to ale niech będzie - zaangażuje się. Wybór padł na moją szefową Ulę.

Pracujemy razem od lipca więc nie kojarzę jednego wyraźnego momentu w którym coś między nami się działo. Ona miała problem z autem więc często zabierałem ją i odwoziłem. Krótkie rozmowy na FB nie tylko o pracy. Okazało się że ma córeczkę. Takie tam. Chyba przełomowy był pewien obiad który zrobiłem. Gadaliśmy przez FB kiedy napisała że zapomniała obiad zjeść i że nie ma czasu robić. napisałem że ja mam i jak chce to niech wpadnie. Zrobiła tak i zrobiłem jej wszystko to co nie lubi (okazało się za późno). Ja lubię warzywa gotowane, letnie mało słone i fasolę z oliwką z oliwek i rybę z patelni. Mimo to bardzo była wdzięczna. Potem pomogłem jej w czymś tam nie pamiętam w czym. Taki tam pomocny ze mnie gość. Często pytam "Jak mogę pomóc i czasami ludzie faktycznie proszą a jak faktycznie mogę pomóc. Tak było i pewnego wieczora kiedy miała zły nastrój. Ja też miałem i powiedziałem jej że mi zawsze pomagają lody na co ona że jej też. "No to poczekaj. Za godzinę będę." Pojechałem do mojego rodzinnego miasteczka gdzie moja rodzina produkuje lody. To najlepsze lody na świecie. Wierzcie mi - wiem, że nie jestem obiektywny ale wg mojej oceny są najlepsze. Wziąłem cały kubełek lodów (1,5kg) w izotermę i jadę. Była w szoku jak mnie zobaczyła w drzwiach. Powiedziala że jeszcze nikt nie był dla mniej taki miły i że mam przestać.

Nie przestałem.

Zaprosiłem ją na święto dyni (impreza w moim mieście rodzinnym) a potem na wesele brata. Wesele odbyło się 2 tygodnie temu. Było po prostu, pszaśnie, ludowo, zwyczajnie, naturalnie, radości, swobodnie, lekko, szybko, alkoholowo i TANECZNIE. Następnego dnia miałem ślady soli na butach. Ula bardzo dobrze tańczy. Nie chodzi o to że zna kroki (bo nie zna) i nie chodzi o to że dobrze się rusza (czasami wygląda śmiesznie). Chodzi o to ze daje się prowadzić w tańcu, dopasowuje się w ruchach do partnera. mam taką teorię, że jak kto w tańcu taki w łóżku. Zanim przejdę do tego co się działo w nocy po weselu opisze wam moją przygodę z całowaniem.

Jestem nieśmiały (przynajmniej na początku). Myślę, że wynika to z faktu, że rozpadł się związek w którym byłem 9 lat i mam niskie poczucie własnej wartości. Ba! Powiem więcej! Na początku to nie było poczucie niskiej wartości. To było poczucie bezwartowości. Dlatego też zapociekałem się z tym całowaniem. Czasami mam wrażenie że kobieta musiała by zamknąć oczy, ułożyć usta w dzióbek i zadrzeć twarz w moją stronę żebym się zorientował, że ona chce. Był taki jeden wieczór w który niby mieliśmy popracować ale zrobiliśmy wszystko w godzinę a potem siedzieliśmy kolejne 4. Jak wychodziłem pocałowałem ją. Tak jak zwykle całuje się na do widzenia w policzek ale tym razem w usta i zmoknięciem lekkim. ciemnym korytarzem kroczyłem w stronę windy w skowronkach do czasu jak nie dostałem smsa "Być może na weselu pocałujesz mnie w końcu". Wtf?

Tak też się stało. Nawet wcześniej.

Ula całuje w zupełnie dla mnie nowy sposób. Jest bardzo łapczywa. Każdy jeden kęs pocałunku jest inny, z inną siła, natężeniem, napięciem, energią, oddechem, pochyla głowę, jęczy, cmoka, wzdycha, ssie, liże, ściska mocno, lekko, szybko, wolno. Początkowo mnie to zaskoczyło. Ja lubię długi, mokre, intensywne, wolne, mocne pocałunki ze zmianą tempa od czasu do czasu.

Po weselu nie uprawialiśmy seksu. Bardzo chciała i ja też ale się powstrzymywaliśmy. Nie było warunków no i trochę było to za szybko w końcu tego dnia się całowaliśmy po raz pierwszy. Odczekaliśmy dwa dni. Przyjechała do mnie i .... było fantastycznie. Jak zawodowcy. Nasz seks można by nagrywać i sprzedawać za grubą kasę. Wydaje mi się że jest bardzo profesjonalny, fotogeniczny i bardzo ale to bardzo radosny. Najbardziej radosny seks w moim życiu. Bywały seksy, które bardziej mnie podniecały i takie które dawały mi lepszy orgazm i takie które w trakcie bardziej.... więcej... nie wiem co. Po prostu bardziej i lepiej. Ale seks z Ulą to pełna radość. Ula nie uprawiała seksu przez ostatnie 3 lata. Ma chudę ciało które widać, że jest po ciąży i bardzo mały biust. Praca, złe odżywianie i papierosy też zrobiły swoje. Ja jednak widzę tylko kobietę pełną energii seksualnej która doskonale dostraja się do moich ruchów. Kobieta która w seksie współdziała ze mną aby osiągnąć coś wspaniałego nie dla siebie i nie dla mnie ale dla nas obu. Fantastyczna cecha.

Ula reaguje bardzo silnie. To bardzo erotyczna istota. Wywracała oczami, wierciła się, robiła nieskoordynowane wymachy kończynami, gryzła i zbijała pazury. Do tego wszystkiego nieskrępowanie krzyczy. Ba! W czasie seksu zaskoczyła mnie krzycząc "KURWA!" oraz "JA PIERDOLE ALE DOBRZE!". Przez chwilę myślałem że robię jej krzywdę i kiedy zatrzymałem się zapytać i zatrzymałem się spojrzała na mnie tym charakterystycznym wzrokiem który jeśli dobrze odczytuje mówił "Ani mi się waż przerywać, ruchaj bo jak nie to Cię zabiję!"

Stwierdziła po którymś razie, że nigdy wcześniej nie było jej tak dobrze. Napisze to jeszcze raz bo to ważne "Nigdy wcześniej, nigdy z żadnym innym facetem, nigdy podczas żadnego innego seksu jak tylko ze mną czuła się tak dobrze". Ego +10 :D

Podoba mi się Ula. Podoba mi się jej ciało, jej praca, to jak sobie radzi w życiu, jej poglądy, to że mnie słucha i rozumie to co ja mam do powiedzenia. Ma własne mieszkanie, dobrą pracę i cudowną córeczkę. Czuje że muszę napisać o niej kilka słów. Bardzo ją polubiłem. Mam taki problem, że nie wiem czy będę wstanie założyć rodzinę. Dlatego nie przeszkadza mi kiedy kobieta ma dziecko. Zuzi jest bardzo fajna. Rezolutna, mądra i rozgarnięta. Posiada wiele talentów. Cudowne dziecko cudownej mamy.

Wydaje mi się że często jest tak że facet jak poznaje samotną matkę myśli o niej jako o zwykłej kobiecie. Dziecko dodaje później. Dziecko jest dodatkiem. Dla mnie to jest jeden... "pakiet". Kiedy myślę o Uli o tym co jest między nami i o tym co do niej czuje to nie myślę o samej jednej Uli ale również o Zuzi. Tak jak oceniam jej i wygląd i prace i rodzinę i poglądy. Wszystko - cały pakiet. I ten pakiet podoba mi się.

Więc się angażuje. Jest super chociaż gdzieś tam wiszą ciemne chmury. Ula ma jakieś demony z przeszłości które ją ścigają. Wprost powiedziała, że jeśli mi je zdradzi to przestanę ją lubić. Bardzo zachowawczo podchodzi do tego aby poznawał się z Zuzią. Są tematy na które po prostu nie chce rozmawiać. Robi się spięta i nieprzyjemna. Oj chyba ma całkiem nieźle nasrane w przeszłości. Jak się dowiem to dam wam znać.