Strony

czwartek, 1 listopada 2012

Zakochałem się cz.2

Dałem sobie spokój z Dorotą. Powiedziała że interesują ją tylko hobby, okazała się mało przebojowa i miała fajnego faceta Piotra. Sprawa prosta. Idziemy dalej.

Ten blog tego nie oddaje bo pisze nie chronologicznie. To miała być kolejna zmyła dla tych którzy próbowali by ustalić czy ja to ja. Bo w zasadzie to właśnie wtedy jeszcze bardziej rozwijałem związek z Ulą. Więc jak widać nie cierpiałem po Dorocie.

Nie dawała mi jednak spokoju. Bardzo lubiła kiedy u niej nocowałem. Teraz wydaje mi się to oczywiste ale musicie zrozumieć że mój rodzinny dom był tzw domem otwartym. Wchodziło się do niego bez pukania i często mieliśmy gości którzy u nas nocowali. Nocowanie u kogoś to dla mnie rzecz bardzo normalna. Propozycja Doroty aby nocować po naszym spotkaniu hobbystycznym wydawała się sensowna bo wracanie nocnym autobusem to jakaś masakra. Z reszta ona wtedy z Piotrem kręciła a Piotr kręcił się wokół niej.

Ale tak prosto nie było...

Przesłanki mówiące o tym że Dorcia coś może mieć do mnie pojawiały się coraz gęściej i częściej. Wspomniane nocowanie to był tylko początek. Zmartwiała się jak powiedziałem że słabo spałem tej nocy. Cieszyła kiedy po drugiej powiedziałem że wyspałem się bardzo. Często mnie zagadywała i "dodawała" do trwającej rozmowy pytając co ja o tym myślę. Zrobiła mi kanapki. Była bardzo miała zawsze. Na Facebooku żaliła mi się że najgorsze jest zimne łóżko nocą. Podczas naszych spotkań pod pretekstem (prawdziwym) słabego krążenia i potrzeby trzymania nóg w górze położyła je na mojej nodze. Zrobiła mi masaż ręki jak się stresowałem.
Ja ze swojej strony starałem się ze wszystkich sił ignorować ją a nawet zniechęcać. Często się z nią nie zgadzałem w rozmowie, śmiało mówiłem że się nie wyspałem. Nie chwaliłem jej jedzenia które robiła. W dyskusjach ignorowałem się a nawet wchodziłem w jej słowo. Unikałem kontaktu fizycznego. Wszystko na marne.

Lubię pracować z ludźmi z którymi dzielę wspólne pasje. Więc jak dostałem spore zlecenie stworzenia serwisu odezwałem się do Doroty z ofertą współpracy. Przystała na to. Wysłałem jej specyfikacje i po woli zaczęliśmy robić. Początkowo dość powoli. Ale potem pojawiły się komplikacje bo specyfikacja okazała się nie właściwa i trzeba było robić nocki aby zdążyć ze wszystkim. Więc jeździłem do Doroty i robiliśmy razem.

Był pewien wieczór który zaczął się tym że Dorota powiedziała że nie jest już z Piotrem a zakończył tym że powiedziałem jej "Podobasz mi się". Ale jak to dokładnie było opisze wam innym razem.

środa, 31 października 2012

Jak się zakochałem

To nie była strzała kupidyna. To była raczej laska dynamitu którą kupidyn wsadził mi głęboko w gardło i zdetonował rozrywając na strzępy. Tak jak zima zaskakuje drogowców tak mnie zaskoczył łopotanie stalowego motyla w mojej klatce piersiowej. Nie planowałem tego, nie chciałem tak, ba! chciałem inaczej ale wyszło jak zwykle  w komediach romantycznych że w końcu ten i ta spotykają się w żarze uczuć.

Jeśli po przeczytaniu tego posta porzygacie się tęczą to i tak będziecie w lepszym stanie niż ja. Poczytajcie wcześniejsze posty pełne pragmatyzmu, zimnej logiki, chamstwa i nieprzyzwoitości. pomyślcie jak ja się czułem kiedy to wszystko się działo. Czułem się jak komiksowa postać Lobo którą ktoś narysował w komiksie dla nastolatek.

Dorota napisała do mnie na Badoo "Cześć - jakie książki SF i Fantasy czytasz?" a może raczej "Cześć - jakiej marki tory używasz na swojej makiecie?". Dorota ma bardzo atrakcyjna fotkę i interesuje się tym samym hobby co ja na wystarczająco wysokim poziomie aby zadawać pytania sensowne a nie z czapy. Patrzę dalej i w profilu czytam że ona faktycznie się tym pasjonuje. PASJONUJE. A potem patrzę na kolejne atrakcyjne fotki - naprawdę gorąca laska. Myślę sobie "O mój boże jaka zajebista laska, o bardzo podobnych zainteresowaniach pisze do mnie. Czy ja się śnię? Czy to się naprawdę dzieje? To wspaniale, to cudownie, niesamowite, zjawiskowe, niepowtarzalne i unikatowe." Niestety moje palce w tym czasie jedyne co potrafiły wystukać na klawiaturze to "omg". To był tak klasyk w którym super atrakcyjna dziewczyna podchodzi do zwykłego chłopaka i pyta o coś a ten zapomina języka w gębie i jedynie się gapi i ślini. Z tym, że ja miałem taką onlinową wersję. Potem pogadaliśmy trochę i umówiliśmy na spotkanie hobbystyczne. Podkreśliła w rozmowie coś co miała w profilu napisane co początkowo olałem "nie interesują mnie randki dostatecznie dobrze sobie radze offline". Jej faktycznie chodziło o to aby dzięki badoo znaleźć ludzi o podobnych zainteresowaniach. Dziwna to praktyka. Potem jeszcze raz w rozmowie powiedziała że "tylko litaratura". No i chuj - smutno sobie pomyślałem - taka fajna laska...

Dorota jest wysoka, ma słowiańską urodę, poliki, rudawe włosy, wielgachne zielone oczy z białkami oczu lekko błękitnymi. Nie jest gruba ale nie jest też przeraźliwie chuda. Dba o siebie, i ma delikatnie zarysowane mięśnie. Ubiera się tak jak lubię: krótkie spodenki, wysokie skórzane buty lub wygodne buty z podkolanówkami i rajstopami. Obcisłe bluzeczki i obfity biust. Przy biuście na chwilę się zatrzymam bo jest bardzo ważny. Dorota ma duży, seksowny i wyraźnie podkreślony przez właścicielkę biust. To taki klasyczny duży biust sekretarki. Generalnie Dorota należy do tej grupy kobiet które nie musza się starać aby wokół niej zbierała się chmara facetów. Zwykle tych niewłaściwych facetów.

Nasze wspólne pasje wymagają regularnych spotkań. A, że Dorota z góry ustaliła relacje między nami stwierdziłem że będzie lepiej jeśli ja nie polubię. Było trudno, byłem niemiły, ignorowałem ją i docinałem czasami. Ostatecznie zaczęła spotykać z Piotrem. Piotr, wysoki, szpakowaty, twarz podziobana i mocno przerzedzone włosy ale za to z charyzmą i mocą. Mówi głośno, zagarnia uwagę dla siebie, raczej wydaje polecenia niż prosi. Zwykle dostaje to czego chce, twardy w obyciu, konsekwentny, władczy i despotyczny. Też poznała go na Badoo. Było też kilku innych kolesi... też poznanych na badoo. Poczułem się jak na jakimś pieprzonym castingu. Mimo wszystko miałem jeszcze nadzieję która jednak prysła po krótkie rozmowie.
- Słuchaj, nie jestem pewien co do idei tych spotkań literackich. Chodzi o to, że to są sami faceci z serwisu randkowego i w sumie czuje się na jakimś castingu. Wiem że ustaliłaś relację że tylko hobby i mi to odpowiada ale wydaje mi się, że będzie kwas .
- Nie będzie - odpowiedziała spokojnie - Ja teraz jestem z Piotrem i wszyscy wiedzą że z nim jestem więc nie będzie problemów.
- Jak to się stało że on wygrał casting?
- Po pierwsze to nie casting a po drugie to Piotr nalegał abym z nim chodziła więc uległam.

WTF? Że kurwa co?! Nalegał??? Wtedy stwierdziłem że to jakaś skończona kretynka. Wtedy stwierdziłem że właśnie się czegoś dowiedziałem na temat tego czego szukam. Nie szukam dziewczyny która ulega. Szukam kogoś kto będzie miał swoje zdanie i swoją opinię na temat tworzenia wspólnie związku. Szukam kogoś kto będzie dla mnie partnerem w budowaniu relacji a nie biernym odbiorca moich poleceń.

W sumie wybór pasował. Piotr daje poczucie bezpieczeństwa i pewność. To typ jebaki który bierze, nudzi się i zostawia ale z drugiej strony daje to cholerne poczucie bezpieczeństwa na które laski tak lecą. A Dorota wydaje się być dziewczyną która cholernie tego potrzebuje. Więc miało to sens. Piotra sam polubiłem więc się nie wtrącałem.

---------
hej - historia rozwoju miłości pomiędzy mną a Dorotą trochę się dłuży. Chyba resztę opowiem innym razem.

wtorek, 30 października 2012

Idealny facet mojej ex zdradził

Nawet nie wiecie jak mnie ucieszyła ta wiadomość. Wiem - jestem złym człowiekiem. M na pewno miała ciężkie chwile bo nikt nigdy jej nie zdradził. I to jeszcze w takich okolicznościach. Ale normalnie papa mi się śmieje, mam ochotę turlać się po ziemi i śmiać do rozpuchu. Nie robię tego z czystej przyzwoitości (i że mam brudno na podłodze).

Rok temu rozstałem się z M po 10 latach związku. Rozstanie z rozsądku, logiczne w zgodzie i za porozumieniem stron. Po prostu chcieliśmy czego innego, ona się zakochała (ale nie zdradziła fizycznie) a ja miałem już dosyć proszenia o seks raz w miesiącu. Zawsze uważałem że to właściwa i dobra decyzja. Bolało jak cholera i pewnie nadal boli. Ale ja tutaj nie o tym.

Pamiętam jak powiedziałem: "To słuszna decyzja i zrobimy tak, ale uważam, że to nie skończy się dobrze dla Ciebie". Tak naprawdę mi odpowiadało trwanie w tym umiarkowanie nieszczęśliwym związku i nie chciałem zmian. M chciała. Początkowo było zupełnie odwrotnie. To ja staczałem się na dno emocjonalne, moralne, finansowe i psychiczne.

Przed chwilą skończyłem rozmowę z moją ex. Zapytałem o jej faceta a miała idealnego faceta. Prowadził szkolenia z NLP, dobrze zbudowany, młody, dobrze zarabia... generalnie taki gość co ma wszystko i może mieć każdą. Kurde - nawet mi się podobał (jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało). Zdradził ją z kilkoma młodymi laskami na jednym ze szkoleń.

Muahahahaha :D Ale ja jestem podły ciesząc się z Tego ale po prostu nie mogę się powstrzymać. W czasie kiedy mi spełniają się marzenia o idealnej dziewczynie, żonie i dzieciach moja była cierpi ze zderzeniem z rzeczywistością.

Moja podróż pokazana w tym blogu pokazała mi jaki ten świat jest "zdradliwy". Wszyscy zdradzają i ranią się. Ja zdradzałem, pomagałem zdradzać i raniłem i pomagałem ranić. Wstydzę się tego i odżegnuje. Wychowany zostałem inaczej i związek z M tworzyłem inaczej. Byłem jej wierny totalnie. Nieczuły i niewrażliwy na inne kobiety mimo sexualnego głodu. Wielokrotnie myślałem o zdradzie ale nigdy nawet nie prowokowałem takiej sytuacji. Kiedy istniała szansa, że taka może zaistnieć - unikałem.  W mojej rodzinie nigdy nie było afery związanej ze zdradzą (pewnie jakieś były ale nikt nic o tym nie wie). Moi rodzicie bardzo się kochali. Okazało się że to bardzo cenne i rzadkie zjawisko.

To zderzenie obu światów "wierniekochającego" oraz "zdradzającego" było dla mnie szokiem. Dla mojej byłej pewnie też chociaż zderzyliśmy się z tą rzeczywistością z innej strony.

Ok - teraz pisząc to zrobiło mi się smutno. W końcu to ja tutaj jestem po tej złej stronie. Tej krzywdzącej, hujowej i dupkowatej. Spotkam się z moją byłą. Jestem bardzo ciekaw tej rozmowy.

niedziela, 28 października 2012

Znalazłem Liska

W końcu jednak zdarzyło się, że po długiej wędrówce poprzez piaski, skały i śniegi Mały Książę odkrył drogę. A drogi prowadzą zawsze do ludzi.

- Dzień dobry - powiedział.
Był w ogrodzie pełnym róż.
- Dzień dobry - odpowiedziały róże.
Mały Książę przyjrzał się im. Bardzo były podobne do jego róży.
- Kim jesteście? - zapytał zdziwiony.
- Jesteśmy różami - odparły róże.
- Ach... - westchnął Mały Książę.
I poczuł się bardzo nieszczęśliwy. Jego róża zapewniała go, że jest jedyna na świecie. A oto tu, w jednym ogrodzie, jest pięć tysięcy podobnych!

"Byłaby bardzo zdenerwowana... - pomyślał - kaszlałaby straszliwie i udawałaby umierającą, aby pokryć zmieszanie. A ja musiałbym udawać, że ją pielęgnuję, bo w przeciwnym razie umarłaby rzeczywiście, aby mnie tym upokorzyć..."
Później mówił sobie dalej: "Sądziłem, że posiadam jedyny na świecie kwiat, a w rzeczywistości mam zwykłą różę, jak wiele innych. Posiadanie róży i trzech wulkanów sięgających mi do kolan, z których jeden prawdopodobnie wygasł na zawsze, nie czyni ze mnie potężnego księcia..." I zapłakał, leżąc na trawie.

Wtedy pojawił się lis.
- Dzień dobry - powiedział lis.
- Dzień dobry - odpowiedział grzecznie Mały Książę i obejrzał się, ale nic nie dostrzegł.
- Jestem tutaj - posłyszał głos - pod jabłonią!
- Ktoś ty? - spytał Mały Książę. - Jesteś bardzo ładny...
- Jestem lisem - odpowiedział lis.
- Chodź pobawić się ze mną - zaproponował Mały Książę. - Jestem taki smutny...
- Nie mogę bawić się z tobą - odparł lis. - Nie jestem oswojony.
- Ach, przepraszam - powiedział Mały Książę. Lecz po namyśle dorzucił: - Co znaczy "oswojony"?
- Nie jesteś tutejszy - powiedział lis. - Czego szukasz?
- Szukam ludzi - odpowiedział Mały Książę. - Co znaczy "oswojony"?
- Ludzie mają strzelby i polują - powiedział lis. - To bardzo kłopotliwe. Hodują także kury, i to jest interesujące. Poszukujesz kur?
- Nie - odrzekł Mały Książę. - Szukam przyjaciół. Co znaczy "oswoić"?
- Jest to pojęcie zupełnie zapomniane - powiedział lis. - "Oswoić" znaczy "stworzyć więzy".
- Stworzyć więzy?
- Oczywiście - powiedział lis. - Teraz jesteś dla mnie tylko małym chłopcem, podobnym do stu tysięcy małych chłopców. Nie potrzebuję ciebie. I ty mnie nie potrzebujesz. Jestem dla ciebie tylko lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie.

- Zaczynam rozumieć - powiedział Mały Książę. - Jest jedna róża... zdaje mi się, że ona mnie oswoiła...
- To możliwe - odrzekł lis. - Na Ziemi zdarzają się różne rzeczy...
- Och, to nie zdarzyło się na Ziemi - powiedział Mały Książę.

Lis zaciekawił się:
- Na innej planecie?
- Tak.
- A czy na tej planecie są myśliwi?
- Nie.
- To wspaniałe! A kury?
- Nie.
- Nie ma rzeczy doskonałych - westchnął lis i zaraz powrócił do swej myśli: - Życie jest jednostajne. Ja poluję na kury, ludzie polują na mnie. Wszystkie kury są do siebie podobne i wszyscy ludzie są do siebie podobni. To mnie trochę nudzi. Lecz jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki - tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu...

Lis zamilkł i długo przypatrywał się Małemu Księciu.
- Proszę cię... oswój mnie - powiedział.
- Bardzo chętnie - odpowiedział Mały Książę - lecz nie mam dużo czasu. Muszę znaleźć przyjaciół i nauczyć się wielu rzeczy.
- Poznaje się tylko to, co się oswoi - powiedział lis. - Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
- A jak się to robi? - spytał Mały Książę.
- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej...
Następnego dnia Mały Książę przyszedł na oznaczone miejsce.
- Lepiej jest przychodzić o tej samej godzinie. Gdy będziesz miał przyjść na przykład o czwartej po południu, już od trzeciej zacznę odczuwać radość. Im bardziej czas będzie posuwać się naprzód, tym będę szczęśliwszy. O czwartej będę podniecony i zaniepokojony: poznam cenę szczęścia! A jeśli przyjdziesz nieoczekiwanie, nie będę mógł się przygotowywać... Potrzebny jest obrządek.
- Co znaczy "obrządek"? - spytał Mały Książę.
- To także coś całkiem zapomnianego - odpowiedział lis. - Dzięki obrządkowi pewien dzień odróżnia się od innych, pewna godzina od innych godzin. Moi myśliwi, na przykład, mają swój rytuał. W czwartek tańczą z wioskowymi dziewczętami. Stąd czwartek jest cudownym dniem! Podchodzę aż pod winnice. Gdyby myśliwi nie mieli tego zwyczaju w oznaczonym czasie, wszystkie dni byłyby do siebie podobne, a ja nie miałbym wakacji.
W ten sposób Mały Książę oswoił lisa. A gdy godzina rozstania była bliska, lis powiedział:
- Ach, będę płakać!
- To twoja wina - odpowiedział Mały Książę - nie życzyłem ci nic złego. Sam chciałeś, abym cię oswoił...
- Oczywiście - odparł lis.
- Ale będziesz płakać?
- Oczywiście.
- A więc nic nie zyskałeś na oswojeniu?
- Zyskałem coś ze względu na kolor zboża - powiedział lis, a później dorzucił: - Idź jeszcze raz zobaczyć róże. Zrozumiesz wtedy, że twoja róża jest jedyna na świecie. Gdy przyjdziesz pożegnać się ze mną, zrobię ci prezent z pewnej tajemnicy.
Mały Książę poszedł zobaczyć się z różami.
- Nie jesteście podobne do mojej róży, nie macie jeszcze żadnej wartości - powiedział różom. Nikt was nie oswoił i wy nie oswoiłyście nikogo. Jesteście takie, jakim był dawniej lis. Był zwykłym lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz zrobiłem go swoim przyjacielem i teraz jest dla mnie jedyny na świecie.
Róże bardzo się zawstydziły.
- Jesteście piękne, lecz próżne - powiedział im jeszcze. - Nie można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża wydawałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla mnie ona jedna ma większe znaczenie niż wy wszystkie razem, ponieważ ją właśnie podlewałem. Ponieważ ją przykrywałem kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałem. Ponieważ właśnie dla jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice (z wyjątkiem dwóch czy trzech, z których chciałem mieć motyle). Ponieważ słuchałem jej skarg, jej wychwalań się, a czasem jej milczenia. Ponieważ... jest moją różą.
Powrócił do lisa.
- Żegnaj - powiedział.
- Żegnaj - odpowiedział lis. - A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
- Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Twoja róża ma dla ciebie tak wielkie znaczenie, ponieważ poświęciłeś jej wiele czasu.
- Ponieważ poświęciłem jej wiele czasu... - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.
- Ludzie zapomnieli o tej prawdzie - rzekł lis. - Lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę.
- Jestem odpowiedzialny za moją różę... - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.


----------------------------------------
Oczywiście bardzo lubię Małego Księcia. Czytałem wielokrotnie jak byłem nastolatkiem. Ostatni raz w wieku 22 lat. Za każdym razem znajdę tam coś na bieżący temat. Na razie wrzucam wam do poczytania. Do tego postu będę się jeszcze odwoływał kiedy się wezmę zbiorę i opiszę jak się zakochałem. 

środa, 17 października 2012

Chujowa rada

W poprzednim poście pisałem o mądrej radzie jaką dostałem od mądrej dziewczyny. Wybaczcie, że nie napiszę która to ale po prostu plącze się w tych wszystkich zmyślaniach jakie tutaj robię aby trudniej można było wykryć tożsamość poszczególnych osób. Ale rada była prawdziwa. I była prawdziwie chujowa.

"To nie jest tak że ty będziesz gotowy aby się zaangażować. Po prostu musisz to zrobić i jakoś to będzie". No i jakoś jest. Spierdelenie jest bo... ech... od czego tu zacząć.

Jestem nie do końca dobrym człowiekiem. Spałem z dziewczyną która ma męża i dwójkę dzieci. Sypiam z dziewczyną mojego serdecznego kumpla z którym w tej chwili rozmawiam na FB i umawiamy się na spotkanie. Dziewczynom otwarcie mówię że nie interesuje mnie stały związek (fakt że nie chodzi mi tylko seks a również o wspólne spędzanie czasu, kino, przytulanie, całowanie, czy po prostu bycie miłym i szanowanie tej drugiej osoby ma jak się okazało marginalne znaczenie). Ale w tym moim chamstwie jest pewnego rodzaju uczciwość. Jestem jak złodziej który mówi "Witam, teraz Cię okradnę. Proszę podaj mi swój portfel". Prawdziwe chamstwo to było zaangażowanie się w związek z Ulą.

Pisałem wam o Uli chyba dosyć w poprzednim poście. Bystra, rezolutna, zorganizowana, wysoka, szczupła, zasadna, dobra w łóżku. Pomimo tej ogromnej liczby zalet nie zakochałem się w niej. Bardzo polubiłem, szanuje i cenię ją ale nie kocham. A ona tak. Zaczęło się robić poważnie. Wspólne plany na wakacje, wspólne dyskusje jak wytłumaczyć cała sytuację jej dziecku. Kupowanie wspólnych rzeczy i takie tam.

Wyobrażałem sobie związek z Ulą ale wiedziałem że to bez sensu. Budowanie związku na szacunku, lubieniu, sympatii i jednym z najlepszych seksów w moim życiu to za mało. Ten blog jest o tym jak ja poszukuje miłości. I tutaj go nie znalazłem.

Prawie rok temu rozstałem się z moją ex bo ona zakochała się winnym. Najpierw mieliśmy poważną rozmowę która, zakończyła się rozstaniem a potem ona powiedziała mu, że go kocha. W sumie to moja ex postąpiła dość taktowanie bo nie wskoczyła innemu do łóżka przed rozstaniem ze mną. Nie mniej jednak bolało jak cholera. Co ja pierdole. To dala boli. To taki fantomowy ból serca. Kojarzycie ludzi którzy czują ból w urwanej ręce w której trzymali granat? Ręki już nie ma ale ból eksplozji nadal jest. Ja mam tak z sercem.

Zapraszam psychologów to analizowania. Jak dla mnie to chce tego bólu oszczędzić Uli. Psycholog pewnie stwierdzi że uciekam przed oczywistym szczęściem. Jaka jest prawda? Nie wiem. Czas pokaże.

Umówiłem się z Ulą w tym samym miejscu w którym spotkałem się z nią po raz pierwszy. Uznałem, że to będzie ładna klamra kompozycyjna (taki romantyk ze mnie, że ja pierdole - ze zrywania tworzę poemat). Przyszła cholernie radosna. Uśmiechała się do mnie i była turbo miła. Nie wiem czemu ale pocałowałem ją jakby nigdy nic. Nie chciałem aby przeczuwała że coś się dzieje. A potem gadaliśmy o pierdołach, o pracy o wakacjach a nawet o planach na przyszły tydzień. W głowie słyszałem głos że mam zacząć ale z drugiej strony tak bardzo nie chciałem robić jej przykrości.
W końcu opowiedziałem jej o radzie jaką dostałem. I nawet potakiwała że to dobra rada była jakby chciała powiedzieć "dziękuję Ci nieznajoma radodajko że taką fajną radę dałaś mojemu facetowi bo to teraz jest mój facet dzięki temu". A potem podsumowałem to słowami że "to chujowa rada była bo Cię nie kocham".

No i prawie się rozryczałem. Ją zatkało. Była tak zszokowana, że gadała coś bez sensu. Było sporo długich przerw między jednym jej zdaniem a moim. Ja coś próbowałem uzupełnić w swojej wypowiedzi ale jakoś wszystko uleciało mi z głowy. Suche gardło i drganie kończyn nie specjalnie pomagały mi zebrać myśli. Ta kompromitującą i żałosną wymianę zdań przerwała Ula słowami "To bez sensu". Spakowała się i wyszła.

Faktycznie bez sensu. Zrobiło mi się nie dobrze i bardzo źle. Wiem jednak że to była dobra decyzja. Wierzcie lub nie, ale zakochałem się. W kim i jak... napisze niebawem. Prawdopodobnie w ostatnim postacie na tym blogu bo znalazłem to czego szukałem.

piątek, 5 października 2012

Seks z szefową

Czasami mam swojego szefa. Staram się zwykle ustawić w życiu tak żeby nie mieć ale czasami się nie da. Mam własną firmę ale czasami pracuje dla kogoś. Czasami robię dodatkowe fuchy jako ekspert. Czasami jestem "dodawany" do jakiegoś zespołu na potrzeby jednego projektu. Tak było i tym razem. No i... od pewnego czasu sypiam z szefową.

Projekt jest fantastyczny. Dreamjob. Połączenie mojej pasji, pracy i wiedzy którą posiadam. Dodatkowo mam pewnego rodzaju zaplecze techniczne do realizacji tego zlecenia więc byłem idealnym kandydatem. kasa też nie jest zła. Robię to co lubię a do tego mi jeszcze płacą. Cudo.

Szefowa urzekła mnie od samego początku. Starsza ode mnie, bardzo chuda, widać już zmarszczki ale mimo wszystko zachowało dużo dziewczęcego wdzięku. Energiczna i pozytywna. Ładne włosy i taka normalna z ubioru. Na spotkaniu w kawiarni wszystko było pro. Pod koniec zapytała czy mnie gdzieś nie podrzucić i... (nie! nie pojechaliśmy do niej się kochać. Pisząc, że mnie urzekła nie to miałem na myśli).. i... powiedziałem że muszę wysłać kilka maili więc idę do kafejki internetowej na co ona zostawiła mi swojego laptopa i poszła na zakupy.

I przypomniałem sobie że już o niej wam pisałem. To była Ula z tego postu http://mietowykochanek.blogspot.com/2012/07/poprosze-danie-dnia.html
Pisałem też, że to coś nowego. Nie pisałem jednak o tym co mi kiedyś powiedziała Olga. Pamiętacie Olgę? Nie? to sobie poszukajcie z prawej strony postów otagowanych Olgą. Pisałem kiedyś, że jest bardzo mądra i wnikliwa. Czyta mnie bez problemów i dała mi pewną rade. Gadamy czasami i zwierzyłem jej się że nadal nie mogę stworzyć nic stałego. Ona na to że nie mogę się zaangażować i zanim zdążyłem powiedzieć coś więcej uprzediła moje słowa mówiąc: "I to nie jest tak że kiedyś będziesz gotowy. To nie tak działa. To po prostu się dzieje. Robisz to, angażujesz się i wtedy już wiesz, więc nie pierdol mi tutaj tylko się zaangażuj do cholery. Zobaczysz będzie dobrze." Mam taką cechę, że jak kogoś uznam za mądrego to słucham jego rada. Nie po drodze mi to ale niech będzie - zaangażuje się. Wybór padł na moją szefową Ulę.

Pracujemy razem od lipca więc nie kojarzę jednego wyraźnego momentu w którym coś między nami się działo. Ona miała problem z autem więc często zabierałem ją i odwoziłem. Krótkie rozmowy na FB nie tylko o pracy. Okazało się że ma córeczkę. Takie tam. Chyba przełomowy był pewien obiad który zrobiłem. Gadaliśmy przez FB kiedy napisała że zapomniała obiad zjeść i że nie ma czasu robić. napisałem że ja mam i jak chce to niech wpadnie. Zrobiła tak i zrobiłem jej wszystko to co nie lubi (okazało się za późno). Ja lubię warzywa gotowane, letnie mało słone i fasolę z oliwką z oliwek i rybę z patelni. Mimo to bardzo była wdzięczna. Potem pomogłem jej w czymś tam nie pamiętam w czym. Taki tam pomocny ze mnie gość. Często pytam "Jak mogę pomóc i czasami ludzie faktycznie proszą a jak faktycznie mogę pomóc. Tak było i pewnego wieczora kiedy miała zły nastrój. Ja też miałem i powiedziałem jej że mi zawsze pomagają lody na co ona że jej też. "No to poczekaj. Za godzinę będę." Pojechałem do mojego rodzinnego miasteczka gdzie moja rodzina produkuje lody. To najlepsze lody na świecie. Wierzcie mi - wiem, że nie jestem obiektywny ale wg mojej oceny są najlepsze. Wziąłem cały kubełek lodów (1,5kg) w izotermę i jadę. Była w szoku jak mnie zobaczyła w drzwiach. Powiedziala że jeszcze nikt nie był dla mniej taki miły i że mam przestać.

Nie przestałem.

Zaprosiłem ją na święto dyni (impreza w moim mieście rodzinnym) a potem na wesele brata. Wesele odbyło się 2 tygodnie temu. Było po prostu, pszaśnie, ludowo, zwyczajnie, naturalnie, radości, swobodnie, lekko, szybko, alkoholowo i TANECZNIE. Następnego dnia miałem ślady soli na butach. Ula bardzo dobrze tańczy. Nie chodzi o to że zna kroki (bo nie zna) i nie chodzi o to że dobrze się rusza (czasami wygląda śmiesznie). Chodzi o to ze daje się prowadzić w tańcu, dopasowuje się w ruchach do partnera. mam taką teorię, że jak kto w tańcu taki w łóżku. Zanim przejdę do tego co się działo w nocy po weselu opisze wam moją przygodę z całowaniem.

Jestem nieśmiały (przynajmniej na początku). Myślę, że wynika to z faktu, że rozpadł się związek w którym byłem 9 lat i mam niskie poczucie własnej wartości. Ba! Powiem więcej! Na początku to nie było poczucie niskiej wartości. To było poczucie bezwartowości. Dlatego też zapociekałem się z tym całowaniem. Czasami mam wrażenie że kobieta musiała by zamknąć oczy, ułożyć usta w dzióbek i zadrzeć twarz w moją stronę żebym się zorientował, że ona chce. Był taki jeden wieczór w który niby mieliśmy popracować ale zrobiliśmy wszystko w godzinę a potem siedzieliśmy kolejne 4. Jak wychodziłem pocałowałem ją. Tak jak zwykle całuje się na do widzenia w policzek ale tym razem w usta i zmoknięciem lekkim. ciemnym korytarzem kroczyłem w stronę windy w skowronkach do czasu jak nie dostałem smsa "Być może na weselu pocałujesz mnie w końcu". Wtf?

Tak też się stało. Nawet wcześniej.

Ula całuje w zupełnie dla mnie nowy sposób. Jest bardzo łapczywa. Każdy jeden kęs pocałunku jest inny, z inną siła, natężeniem, napięciem, energią, oddechem, pochyla głowę, jęczy, cmoka, wzdycha, ssie, liże, ściska mocno, lekko, szybko, wolno. Początkowo mnie to zaskoczyło. Ja lubię długi, mokre, intensywne, wolne, mocne pocałunki ze zmianą tempa od czasu do czasu.

Po weselu nie uprawialiśmy seksu. Bardzo chciała i ja też ale się powstrzymywaliśmy. Nie było warunków no i trochę było to za szybko w końcu tego dnia się całowaliśmy po raz pierwszy. Odczekaliśmy dwa dni. Przyjechała do mnie i .... było fantastycznie. Jak zawodowcy. Nasz seks można by nagrywać i sprzedawać za grubą kasę. Wydaje mi się że jest bardzo profesjonalny, fotogeniczny i bardzo ale to bardzo radosny. Najbardziej radosny seks w moim życiu. Bywały seksy, które bardziej mnie podniecały i takie które dawały mi lepszy orgazm i takie które w trakcie bardziej.... więcej... nie wiem co. Po prostu bardziej i lepiej. Ale seks z Ulą to pełna radość. Ula nie uprawiała seksu przez ostatnie 3 lata. Ma chudę ciało które widać, że jest po ciąży i bardzo mały biust. Praca, złe odżywianie i papierosy też zrobiły swoje. Ja jednak widzę tylko kobietę pełną energii seksualnej która doskonale dostraja się do moich ruchów. Kobieta która w seksie współdziała ze mną aby osiągnąć coś wspaniałego nie dla siebie i nie dla mnie ale dla nas obu. Fantastyczna cecha.

Ula reaguje bardzo silnie. To bardzo erotyczna istota. Wywracała oczami, wierciła się, robiła nieskoordynowane wymachy kończynami, gryzła i zbijała pazury. Do tego wszystkiego nieskrępowanie krzyczy. Ba! W czasie seksu zaskoczyła mnie krzycząc "KURWA!" oraz "JA PIERDOLE ALE DOBRZE!". Przez chwilę myślałem że robię jej krzywdę i kiedy zatrzymałem się zapytać i zatrzymałem się spojrzała na mnie tym charakterystycznym wzrokiem który jeśli dobrze odczytuje mówił "Ani mi się waż przerywać, ruchaj bo jak nie to Cię zabiję!"

Stwierdziła po którymś razie, że nigdy wcześniej nie było jej tak dobrze. Napisze to jeszcze raz bo to ważne "Nigdy wcześniej, nigdy z żadnym innym facetem, nigdy podczas żadnego innego seksu jak tylko ze mną czuła się tak dobrze". Ego +10 :D

Podoba mi się Ula. Podoba mi się jej ciało, jej praca, to jak sobie radzi w życiu, jej poglądy, to że mnie słucha i rozumie to co ja mam do powiedzenia. Ma własne mieszkanie, dobrą pracę i cudowną córeczkę. Czuje że muszę napisać o niej kilka słów. Bardzo ją polubiłem. Mam taki problem, że nie wiem czy będę wstanie założyć rodzinę. Dlatego nie przeszkadza mi kiedy kobieta ma dziecko. Zuzi jest bardzo fajna. Rezolutna, mądra i rozgarnięta. Posiada wiele talentów. Cudowne dziecko cudownej mamy.

Wydaje mi się że często jest tak że facet jak poznaje samotną matkę myśli o niej jako o zwykłej kobiecie. Dziecko dodaje później. Dziecko jest dodatkiem. Dla mnie to jest jeden... "pakiet". Kiedy myślę o Uli o tym co jest między nami i o tym co do niej czuje to nie myślę o samej jednej Uli ale również o Zuzi. Tak jak oceniam jej i wygląd i prace i rodzinę i poglądy. Wszystko - cały pakiet. I ten pakiet podoba mi się.

Więc się angażuje. Jest super chociaż gdzieś tam wiszą ciemne chmury. Ula ma jakieś demony z przeszłości które ją ścigają. Wprost powiedziała, że jeśli mi je zdradzi to przestanę ją lubić. Bardzo zachowawczo podchodzi do tego aby poznawał się z Zuzią. Są tematy na które po prostu nie chce rozmawiać. Robi się spięta i nieprzyjemna. Oj chyba ma całkiem nieźle nasrane w przeszłości. Jak się dowiem to dam wam znać.

środa, 12 września 2012

Seksi wiedza


Bardzo fajne wideo znalazłem kiedy poszukiwałem infomacji o swoim Mega Orgazmie. Moim podejrzeniem jest że to może być jakiś kobiecy orgazm. Ma wiele cech cech wspólnych: jest dłuższy, nie kończy przyjemności i odłącza cały mózg z nie jego część.

Wiedza jest kluczem do wielu rzeczy. Żeby dobrze zarabiać potrzebujemy wiedzieć rzeczy. Aby dobrze orientować się w naszej kulturze tez musimy wiedzieć. Kiedy robimy zakupy też lepiej wiedzieć co kupujemy i co nam jest potrzebne. Wiele osób jednak chyba zbyt poważnie podchodzi do "wyłączania myślenia" jeśli chodzi o seks. Zgadzam się że analizowanie w czasie seksu może przeszkadzać i trzeba odpuścić. Ale poza łóżkiem to chyba można sobie pofilozofować. Ja z natury jestem typem analizującym. Lubie badać rzeczy, eksperymentować, wyciągać wnioski, dowiadywać się nowych rzeczy i znowu eksperymentować i znowu wnioski.

Bez tego chyba zostałbym po prostu ruchojebem.

środa, 5 września 2012

Mega orgazm

O orgazmach uczyłem się na uczelni. Skończyłem antropologię i jestem lekarzem z wykształcenia. Wziąłem sobie fakultet z seksuologii z ciekawości. Nie będę tutaj przytaczał konkretów i detali bo nie są istotne. Wiedza nie dostarcza orgazmu a konkretnie ta wiedza nie sprawi że będzie się miało lepszy seks.

Mam znajoma która nie ma powonienia. Pewnie będę o niej jeszcze pisał na razie nie jest istotna. O tym że nie czuje ona zapachów zorientowała się jak była nastolatką! Miałem tez koleżankę z nietypowa wadą wzroku która powodowała że widziała ona świat nie symetrycznie jak my a jakby w efekcie rybiego oka. Dowiedziała się o tym dopiero jak na wycieczce szkolnej skomentowała dziwnie wykrzywiające się wieżowce. A ja dopiero od pewnego czasu dowiaduje się, że mam chyba nietypowy orgazm. Trwa on dłużej i jest bardziej intensywny niż u innych facetów. Niby oglądam te filmy i dziwie się jak Ci aktorzy mogą spokojnie stać na nogach podczas wytrysku, niby zawsze widziałem ich miny jak wykrzywiają sie na te kilka sekund, niby w komediach romantycznych widać było ile i jak to przebiega ale nigdy jakoś tego nie odnosiłem do siebie. Moja kochanka dopiero zwróciła na to uwagę. Powiedziała że uwielbia sprawiać mi przyjemność i patrzeć na mnie jak odchodzę od zmysłów podczas orgazmu.

Odchodzenie od zmysłów jest tutaj kluczową frazą którą traktuje dosłownie a nie potocznie. Ja faktycznie tracę zmysły. Nie chodzi tylko o to że zatracam poczucie własnego ego. To coś o wiele więcej. I własnie nie dawno miała okazje doświadczyć coś co określiło nową granicę tego ile tego "więcej" jest.

Mega orgazm miałem 3 razy w życiu. Tego typu określenie dotyczy zazwyczaj kobiet. Nazywany jest orgazmem wielokrotnym albo OjaPierdoleCoToKurwaJest-NieWiem-AleChceAbyTrwałoWiecznie (to moje wolne tłumaczenie z łacińskiej nazwy). I zdolna do jego osiągnięcia jest niewielki procent kobiet a osiąga go jeszcze mniejszy ułamek tego procenta. O tym że taki orgazm może przeżyć facet wyczytałem tylko raz w książce o seksie tantrycznym. Hindusi powstrzymywali swój wytrysk dzięki czemu mogli przedłużyć przyjemność. Na wykładach powiedziano nam, że to bardzo niezdrowe.

Z moją kochanką wybraliśmy się na 2 dniowy urlop w Bory Tucholskie. Już sama nazwa tego uroczego regionu kojarzy mi się z seksem. Totalnie bez sensu wyjazd bo niewiele widzieliśmy a tylko seks uprawialiśmy. Jak pieprzone króliki. Wziąłem sobie do serca co mi powiedziała o tym jaki seks lubi (mogliście o tym poczytać wcześniej). Wziąłem ją od tyłu i pchałem tak długo aż nie doszedłem. Wygodne łóżka i świeża pościel. Super sprawa. Było fajnie. Okazało się że nie mówiła prawdy. Jednak lubi inny seks. Taki z większą ilością pieszczenia, całowania, przerwami. Więc jednak raj nie istnieje - pomyślałem sobie wtedy. Nie wiedziałem co myślę.

Potem zrobiliśmy to jeszcze jeden raz i jeszcze jeden. Za każdym razem miała większa rozkosz, była bliżej orgazmu, jak byłem twardszy i dłużej mogłem. Za czwartym razem ona siedziała na mnie. Nigdy specjalnie ta pozycja mnie nie podniecała jakoś bardzo. Lubie sobie popracować fizycznie, ruchy kopulacyjne podniecają mnie a w tej pozycji się tylko leży. Zdarza się że mi po prostu opada - nie wiem... z nudów. Ale że był to czwarty raz to stał sztywno na baczność i dzielnie dźgał moją partnerkę a w zasadzie ona go dosiadała. I stała się rzecz niezwykła. Chciałbym ją wam opisać ale nie bardzo mogę bo nie pamiętam co się działo.

W życiu 2 razy zanotowałem zanik pamięci więc każdy taki przypadek wiąże się dla mnie z dużym przeżyciem. Kiedy w górach, w tatrach byliśmy na orlej perci gdy zaatakowała nas potworna burza z piorunami. 2h szlach zeszliśmy w 30min w pełnym deszczu, w środku chmury - zupełnie co innego jak burza z ziemi (pewnie było to niesamowite przeżycie ale nic z niego nie pamiętam). Za drugim razem po alkocholu jak miałem 20 lat - raz jeden jedyny raz urwał mi się film. Oraz po raz trzeci w tym hotelu w Borach Tucholskich.

Ze strzępów tego co pamiętam mogę wam powiedzieć z pełnym przekonaniem że przestałem być sobą. Byłem nie tyle prymitywnym dzikim zwierzęciem, nawet nie zwierzęciem. Miałem instynkt bakterii a może pojedynczej molekuły. Zupełnie jakby najpierw została odłączona kora mózgowa, potem móżdżek, a potem wszystkie pozostałe systemy i został tylko rdzeń kręgowy który wysyłał sygnały do mięśni że mają się zaciskać. Degradacja osobowości, inteligencji i tego czym jestem do poziomu totalnego zera. Przestałem istnieć. Przestał istnieć świat. jedyne co było to to uczucie przyjemności. To pamiętam.

Krzyczałem. Nie pamiętam tego ale moja kochanka twierdzi, że krzyczałem i że cały hotel na pewno już wie co robiliśmy. Jestem spokojnym i opanowanym człowiekiem. Nigdy nie podnoszę głosu i naprawdę rzadko się denerwuje. Kieruje się logiką i rozwagą w życiu. A tego wieczora krzyczałem ponoć nieskrępowanie, na całe gardło, wrzeszczałem i darłem się jak jakiś pojebaniec.

Zaczęło się od narastajacego podniecenia, podnosi się klasycznie ciśnienie w okolicach krocza i czuje zbliżający się orgazm. Po przekroczeniu stysku wiem że już jest nieunikniony. Lubie wtedy lekko powstrzymać orgazm bo to przedłuża przyjemność. Czasami robię to za wcześnie i nie ma wytrysku. Zazwyczaj jednak dochodzę. To kwestia ułamków sekund. Tego wieczora musiałem trafić w tą magiczną granice miedzy jednym a drugim. To równie trudne jak ustawić włącznik światła tak aby żarówka zapaliła się połową swojej mocy. Doszło do częściowego wytrysku. Czułem jak sperma przeciska się kanalikiem ale cześć została. Sam wytrysk nie sprawił normalnej przyjemności i ulgi z rozładowanego napięcia. i wtedy nagle to się stało. Panis jeśli to w ogóle jeszcze możliwe stwardniał jeszcze bardziej. Mocno chwyciłem moją partnerkę i zacząłem raptownie unosić swoje biodra. Potem nie pamiętam. Brakowało mi tchu, krztusiłem się jej włosami, miałem potworna suchość gardła, momentalnie zlałem się potem (dosłownie!) i rzekomo krzyczałem. Pomimo wytrysku penis był twardy jeszcze długo. Nie wiem jak długo bo nie pamiętam. Każdy ruch powodował eksplozje przyjemności. Na chwilę mój panis był epicentrum przyjemności wszechświata. Jeśli w jakiś sposób powstają światy równoległe to jest to według mnie idealny moment.

Nie było ponownego wytrysku. Po woli wracała mi świadomość. Leżałem nie mogą się ruszyć. Marcelinka zeszła ze mnie wykąpała się i dopiero wtedy nabrała odwagi zapytać  Co się stało. Była przerażona. Myślała że coś popsuła. Tymczasem ja leżałem sparaliżowany przyjemnością które jak fale wodne odbijające sie od ścianek zbiornika nadal jeszcze przechodziły przez moje ciało. Nie mogłem stać. Nie mogłem wstać. Cholera - nie mogłem ruszyć palcem. Nie mogłem skoncentrować wzroku na jednym miejscu. Nie mogłem mówić. Nie mogłem nawet myśleć za pomocą słów. Pościel była kompletnie mokra.

Dochodzenie do siebie na tyle żeby wstać i się wykapać trwało jakieś 20 minut. Podnieciłem się na samo wspomnienie tamtego wieczoru. To był mój trzeci megaorgazm i był to największy z nich. Poprzednie miałem podczas seksu oralnego oraz podczas onanizacji. Ten był bezkonkurencyjnie najlepszy.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Scenariusz komedii romantycznej

Marcelina to księżniczka. Kapryśna marudna ale i wspaniała, cudowna, piękna i urocza. Jest też okropną zazdrośnicą. Cała ona. Ma chłopaka. Ma kochanka. I kochanka chce też na wyłączność.

Raz aby spotkać się z moją kochanką zorganizowałem spotkanie literackie. Kilka osób które przeczytało pewną książkę spotyka się i gada o niej. Zaprosiłem kilku znajomych którzy wiedziałem że zaproszą Kubę. Ja sam "rozchorowałem się" tuż przed spotkaniem. Kuba pojechał na spotkanie a ja spędziłem ten czas cudowanie z jego dziewczyną. Taki przebiegły jestem.

Ostatnio poznałem przez serwis randkowy osobę o podobnych zainteresowaniach literackich co ja. Dziewczynę (Aga) nie interesują randki ale chętnie spotkać aby pogadać o książkach. Znowu zorganizowałem spotkanie ale tym razem się zjawiłem. Kuba też. Oczywiście wszystko zostało precyzyjnie przygotowane. Pochwaliłem się Kubie że poznałem ją na serwisie randkowym i wytłumaczyłem mu że ona ma napisane w profilu że nie chce randek a jedynie poznać ludzi o podobnych zainteresowaniach. Oczywiście nie dał wiary i postanowił nas swatać.

Mała dygresja. Rzecz ma się w mieszkaniu Marceliny. Kuba rozmawia ze mną przez gg i głośno relacjonuje Marcelinie.

  • Ej! Mint poznał laskę przez Badoo. Czyta te same książki. 
  • No co ty? Pokaż ją! Będzie z nią kręcił - żywo interesuje się Marcelina
  • No ja myślę. On twierdzi że ona jest niezainteresowana ale chyba mu się przyda pobzykać trochę. Ten leszcz żalił mi się ostatnio że nie ma laski - podśmiechuje się Kuba
  • Ten leszcz bzyka twoją laskę - w myślach dodała Marcelina. Całe szczęście w myślach bo te słowa aż cisnęły jej się na usta.

To wszystko, cały ten plan aby Kuba mnie swatał z jakąś laską to... to coś niesamowitego. Dokładnie taki efekt chciałem uzyskać. Nie wiem - czasami boję się sam siebie. Chodzi o to aby Kuba myślał że ja myślę o innych dziewczynach. Odwracam jego uwagę tak aby do głowy nie przyszło mu, że ja i jego dziewczyna... no wiecie.

Plan jak plan. Ale reakcja Marceliny! Robi mi wyrzuty zazdrości na wpół żartem a na wpół właśnie serio. Że się zakocham, pójdę do niej, ją zostawię. Przyznam, że sam zacząłem podsycać tą zazdrość - łechce to mojego ego. Ale to były takie na wpół żarciki. Na serio zrobiło się po tym wieczorku. Nie wiedziałem że ta księżnika jest taka bojowa i tak... zaangażowana. Ale po kolei.

Spotkaliśmy się aby pogadać o nowej książce fantasy science -fiction pulp steampunk (niepotrzebne skreślić i tak wam nie powiem w tresce o anonimowość). Aga okazała się znakomitą gospodynie a Kuba o dziwo dobrym wingmanem. Nawet udało nam się nawiązać pewnego rodzaju przyjemną relację z Agą. Wypiliśmy wszyscy trochę alkoholu a potem jeszcze trochę. W sumie było tam z 10 osób. Miała nas odebrać Michalina. Zajęci rozmową nie zauważyliśmy kiedy się pojawiła. Wyraźnie nie spodobało jej się jak w kuchni siedziałem na stole z napełnianym właśnie kieliszkiem wina i ręką Agnieszki na moim kolanie.Kuba był zaledwie w pobliżu kiedy:
- Co ty sobie wyobrażasz? Że możesz tak po prostu zarywać do kogo Ci się żywnie podoba. Taka jesteś? Taka z Ciebie dziwka że do zajętego faceta startujesz.
Blady strach, natychmiastowe otrzeźwienie i wyrzut adrenaliny do krwi sprawił że chciałem wyskoczyć przez okno i uciekać. Powstrzymywał mnie jedynie fakt siódmego piętra. Mógłbym tego nie przeżyć chociaż sytuacja w tej małej kuchni też nie zapowiadała się za dobrze. W drzwiach bowiem stal Kuba i wszystko słyszał.
Po tych sowach nastał ten charakterystyczny moment krępującej ciszy, pełen napięcia które rosło gwałtownie z każdą nanosekudną. Jak eksplozja widziana w slowmotion superczuła kamerą. świat faktycznie zwolnił. Miałem migawki swojego życia przed oczami. Aga nie wiedziała o co chodzi. W oczach Marcysi widziałem zrozumienie dla swojej głupoty. A Kuba? Kuba rozładował sytuację:

- Ależ kochanie. Aga wcale do mnie nie startuje. Musiałaś źle zrozumieć mojego smsa.

Wypiłem duszkiem to wino co mi nalała. Podziękowałem. I poszedłem sobie.

sobota, 11 sierpnia 2012

Czy to jest miłość

HA HA HA... przepraszam. Napisałem temat posta i po prostu nie mogę jak to tandetnie brzmi. Sówka81 twierdzi, że się zakochuje. Stwierdziła po tym że napisałem, że straciłem zainteresowanie innymi dziewczynami.

Libido moje wróciło i ma się bardzo dobrze. Nawet bardzo dobrze. Onanizowałem się 3 razy w ciągu dnia a wieczorem pojechałem do Marceliny i robiliśmy to kolejne dwa razy. I pewnie zrobilibyśmy i trzeci gdyby nie to, że chyba przeszarżowaliśmy i ją trochę cipka bolała (miała cytologię robioną tego dnia). Następnego dnia rano obudziłem się z tak sztywną pała, że w drodze do kibla musiałem uważać aby nie poprzestawiać mebli.

Na fejsie zaczepiam dwie koleżanki a one dają się zaczepiać. W zasadzie to trzy. Wszystkie trzy bardzo młode. Niestety z innych miast w Polsce. Moja klientka chce się ze mną spotkać. I robię też pewien projekt i "pani" od tego projektu przyjedzie do mnie jutro na obiad. No dobra... nie jest to może okładka książki Conanna Barbarzyńcy ale chodzi o to, że nie narzekam na brak zainteresowania ze strony kobiet, jest to dla mnie rzecz nowa i ogólnie chyba mogę stwierdzić że podoba mi się wiele kobiet.

Myślę że śmiało mogę powiedzieć że się nie zakochałem. Co innego Marcelina... Zauważyłem pewien schemat - dość niepokojący. Poznaje dziewczynę, umawiam sie na coś niezobowiązującego a potem ona dzwoni do mnie o 2giej w nocy, prosi o ciepłe słówka, fochuje jeśli nie odpisze na FB pragnie mnie, dzwoni, smsuje, mailuje i chce się spotykać. Ot wiadomość sprzed 30 minut:

  • i dziekuje za wizyte, zrobiles mi cudowny prezent
  • jestes prze-cu-do-wny
  • fanastyczny
  • zajebisty
  • pociągający
  • seksowny
  • przystojny
  • kochany
  • słodki
  • wyjatkowy
  • pasjonujacy
  • wciagajacy
  • intrygujacy
  • imponujacy

Dieta SlowCarb polega na tym aby jeść ciągle to samo. Mi się wydaje że w związku nie da się tak zrobić że wypleniasz swoją pustkę jedną osobą. Wcześniej czy później coś pójdzie nie tak. Marcelina właśnie tak robi. A ja mam pracę i mam swoje hobby. Chce zachować równowagę w życiu pomiędzy tymi elementami. Czy to ucieczka jest myślicie?

Mnie interesuje jedna rzecz. Niebezpieczna. Już jestem dupkiem bo sypiam z dziewczyna kumpla. Dzisiaj ich odwiedziłem pod błahym pretekstem i ten koleś naprawdę mnie lubi. Mówi że mam wpadać częściej a jak wychodziłem to dał mi niedźwiedzi uścisk, przyjacielski taki. Chwilę wcześniej Marcelina też dała mi uścisk - za tyłek. Metr od Kuby.Jej chyba się to podoba. Ale nie to mnie niepokoi. marcelina równocześnie jest bardzo zazdrosna o inne kobiety. Wiem wiem... dziwne... ale w pewnym sensie ją rozumiem. Umówiłem się z nią że nie będę sypiał z innymi dziewczynami przynajmniej z powodów zdrowotnych. Ma to sens sobie myślę a przy okazji zakończyłem jej nieracjonalne jazdy zazdrości. Taki ze mnie miły gość.

Czyżby? Czy jestem tym miłym gościem? Jak głęboka jest ta królicza nora?

czwartek, 9 sierpnia 2012

Życie seksualne Minta

Jestem dość szczery na tym blogu. Dzięki temu że dbam o prywatność i anonimowość to bez kozery opowiadam wam o swoich porażkach seksulanych. Więc mam nadzieję że mając to w pamięci uwierzycie mi na słowo w to co mam zamiar za chwilę napisać.

Zanim do tego dojdę podbiję nieco stawkę i napiszę coś co napisałaby tylko szczera i mówiąca prawdę osoba. Należę do rzadkiej grupy facetów którzy mają normalnego penisa. Czasami mam wrażenie że wszyscy faceci dzielą się na 2 grupy:

  • faceci z małymi penisami którzy mają z tego powodu kompleksy
  • faceci z dużymi penisami którzy się lubią tym chwalić
Nie znam dokładnych danych i pewnie takich nie ma bo zawsze będą tacy co nie będą chcieli pozwolić zmierzyć sobie siusiaka. Zwłaszcza ci z małymi mogą mieć problem aby wziąć udział w badaniu. Dlatego uważa się ze te wszystkie statystyki długości penisa są zawyżane. Ja mam 15cm. Niektóre średnie podają 14 a niektóre 16 (chociaż częściej pojawia się ta 16tka). Do tego ten mój jest dość wąski (tak mi się wydaje nie mierzyłem. Idealny do analu (chociaż nigdy nie miałem okazji przetestować). I jestem z niego zadowolony. Należę do rzadkiej grupy facetów zadowolonych ze swojego średniego penisa. 

Przyznałem się do swojej niebywałem niewyjątkowości w tym najbardziej krępującym aspekcie męskości. Czas zatem zdradzić wam w czym jestem wyjątkowy.

Bardzo wcześnie dojrzałem seksualnie (fizycznie). Miałem bodajrze 10 lat kiedy dostałem pierwszego wytrysku sprowokowanego masturbacją. Jako jedyny w klasie to robiłem kiedy moi koledzy bawili się w gumę z dziewczynami. Trochę się tego wstydziłem ale tylko trochę. Ale moja seksulaność była już wcześniej. Pamiętam miałem nie wiem kilka lat. Na pewno poniżej 10 kiedy penis mi sztywniał. A wystarczyło że pomyślałem o  dziewczynach w strojach kompielowych. To wtedy była super popularna Sabrina Salerno. Nie znacie?



Przy okazji się wyjaśnioło. Utwór jest z 88' więc miałem wtedy 7 lat. W tym czasie mój kuzyn miał już lat naście i pamiętam jak oglądali pornosy na naszym video w domu wraz z kolegami. Nie miałem zielonego pojęcia o co chodzi a sztywnienie penisa uznawałem za fajny gadget którego nie kojarzyłem z uczuciem podniecenia.

Od zawsze uganiałem się za panienkami. Całowałem się w przedszkolu po raz pierwszy. Chodziłem za rękę w pierwszej klasie. "Miałem" kilka dziewczyn na raz.

Hola Hola! - sobie ktoś teraz pomyśli. Czy Mint przypadkiem nie miał być nieśmiały przez swoje pierwsze lata? Ano miał i był przez lata młodzieńcze. Ale wtedy był dzieckiem. Robiłem to bo dorośli zabawnie reagowali. Zwłaszcza że potem się pojebało. Będąc w 3 klasie podstawówki chodziłem z ośmioklasistką. Ja to traktowałem oczywiście poważnie a dla niej to była zabawa. Na przerwach chodziliśmy za rękę, dzieliłem się z nią śniadaniem i kupowałem prezenty za kieszonkowe. Wyśmiała mnie pamiętam jakoś pod koniec roku szkolnego. Bardzo to przeżyłem.

Jakoś tak potem odkryłem masturbacje. Nie...ja ją wynalazłem. Przez przypadek zauważyłem że pocieranie penisa sprawia mi przyjemność. Wierzcie mi lub nie ale przez wiele tygodni po prysznicu zabawiałem się ze sobą nie wiedząc czym to się może skończyć. Ba! Powiem więcej. Wtedy jeszcze nie wpadłem na to że mogę robić te charakterystyczne ruchy ręką. Zamiast tego chwytałem penisa w ręcznik opierałem o muszlę bidetu (do umywalki nie sięgałem) i wykonywałem ruchy biodrami. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, strach, przerażenie bólem i zaskoczenie przyjemnością przy pierwszym wytrysku. Tak! To bolało i to bardzo. Myślałem że mi dupę urwie. Nie wiem dlaczego może tak jest zawsze a może nie wszystko tam było tak dobrze rozwinięte jak powinno. Ale ta przyjemność... Od tego dnia robiłem to codziennie i nadal to robię.

Wtedy jednak nie miałem z kim pogadać w podstawówce. Pojawiły się pierwsze fantazje erotyczne i pierwsze głupkowate zachowania chłopca. Klepanie to tyłku koleżanki i rozpisanie stanika (jeśli jakaś miała).  A że w tych działaniach w klasie byłem osamotniony to nazwano mnie zboczeńcem i nie miało znaczenia, że rok później wszyscy już to robili. Dostałem kosza raz dwa trzy razy i jakoś tak mi się odechciało. Straciłem wigor i rezon. Z chłopaka który śpiewał i pisał wiersze dla swoich lubych koleżanek z klasy zamieniłem się w nieśmiała pierdołę. Ech....

Potem zakochałem się nieszczęśliwie w liceum i po raz pierwszy się całowałem. Kiedyś wam opowiem. Dziewictwo straciłem w wieku 21 lat z moją ex. Też wam kiedyś o tym opowiem.

środa, 8 sierpnia 2012

Libido na wakacjach

Zniknęło moje libido na dwa tygodnie. Wiem jak to brzmi. Absurdalnie. Wzięło sobie wolne? Przymusowy urlop?

Zaczęło się rzecz jasna od romansu z Marceliną. Podczas naszego rozbieranego spotkania nie stanął mi. Specjalnie mówię rozbierane spotkanie bo seksem tego nazwać nie można. Podczas drugiego było już lepiej ale szybko opadał. No cóż zdarza się i mnie się to zdarzało. Nie jest to rzecz którą lubię ale wiem jak jest. Nie jestem gwiazdą porno i nie będę się oszukiwał że jestem jakimś bogiem seksu. Tyle się o tym mówi, tyle żartuje że kiedy mi się przydało po raz pierwszy a partnerka okazała zrozumienie to nie specjalnie się tym przejąłem.

Tym razem było jednak inaczej. Na serio przejąłem się cała sprawą i gotowy byłem iść do specjalisty. Przez całe dwa tygodnie nie miałem libido. Nie czułem pożądania. Nie czułem tego łaskotania w podbrzuszu. Nie czułem tyknięcia w penisie na widok atrakcyjnej kobiety. Ba! Leżałem koło pięknego ciała Marceliny i nie czułem nic. I nie mówię tutaj o emocjach. Nie czułem podniecenia. Patrzyłem na jej cudowne ciało, oczy wpatrzone we mnie, uśmiech, podziwiałem jej chęć i pasję do tego co robiliśmy i normalnie to poczułbym zew prymitywnej natury. Jak jakaś małpa z naprężonym penisem powinienem się rzucić na nią i wychędożyć. Tymczasem nawet tego tyknięcia nie było. Nie było ochoty. Nie było pasji.

Nie wiem jak to wytłumaczyć. Najprościej to "nie miałem ochoty" ale nie w sensie że nie chciałem. Świadomie i racjonalnie myśląc chciałem. Taka była moja decyzja i deklaracja i świadoma chęć. Ale jakoś ciało nie chciało. Ciało nie czuło tego wszystkiego

Nic nie powiedziałem i nie dałem po sobie poznać. Chociaż w głębi przeżywałem tragedię. Co to za kochanek co się kochać nie umie. Już miałem wizję bycia kochaniem który nie uprawia seksu. Ona też dobrze grała. Zwaliliśmy winę na stres i fakt że zdradzamy osobę którą znamy i w zasadzie lubimy. Ale w jej oczach widziałem, że zastanawia się czy to nie przypadkiem nie przez nią - że jest nieatrakcyjna.

Poza naszymi zdradzieckimi spotkaniami nie było lepiej. Nie oglądałem porno i nie fantazjowałem. Po raz pierwszy w życiu od 13 roku życia tak się czułem. Napięcie seksualne towarzyszyło mi od zawsze. A tutaj nic. Przeląkłem się. Serio. To nie przypadkowy dobór słów. Poważnie i na serio graniczyłem pomiędzy rozpaczą a paniką. Nie wyobrażam sobie życia bez napięcia seksualnego.

Stopniowo mi przeszło i teraz jest już ok. Nie wiem co to było. Mam nadzieję że już nigdy nie wróci.

wtorek, 7 sierpnia 2012

Keks w wielkim cieście

Zgodnie z zaleceniem wiernej czytelniczki przestaje dramatyzować i zajmę się przyjemnym i poczytnym tematem keksu. Nie nie - to nie błąd. W tej notce będę używał wyrazu seks bardzo często a nie chcę aby google zakwalifikowało mnie do stron "zakazanych" więc będę mówił keks.

Swoją drogą nie wiem czy znacie taką babkę "Keks w wielkim cieście" - pyszności.

Przyznam, że lubię mocny keks. Zawsze lubiłem. Kiedy operuje myszką lewą ręką to zwykle wyszukuje te ostrzejsze kawałki. (dla nie kumatych wytłumaczę: jestem praworęczny i normalnie operuje myszkę prawą ale czasami korzystając z internetu prawą rękę mam zajętą... dla totalnie nie kumatych gimbusów tłumaczę: jak oglądam porno w internecie i się onanizuje prawą ręką operuje myszkę lewą). Lubie ale nigdy go nie praktykowałem. Moja ex była partnerka pożal się boże seksualna (robiliśmy to sporadycznie) była bardzo delikatna. Nawet średnie piszczenie powodowało że dostawała siniaki. Ona zawsze chciała delikatnie, zmysłowo i romantycznie. I tak też robiłem i tak się nauczyłem. I jak robię to robię to dobrze.

Ale tak naprawdę to najbardziej lubię porządnie przywalić z biodra. Chwycić solidnie za miednicę i pozderzać oba ciała. Przytrzymać za ramiona / barki / szyję dla lepszego impetu i tak raz za razem jebs jebs jebs hlast jebs jebs uuuu hlast hlast jebs jebs jebs. I żeby nie było - lubię co nie oznacza że od razu tak muszę. Pamiętajcie, że mnie podnieca podniecenie partnerki. Jak wskoczę na wyższe obroty i się to partnerce nie spodoba to od razu mi opada. Lubie też zmysłowy seks. Dwa splecione spocone ciała mocno przyciśnięte do siebie zaplątani w pierzynę i prześcieradło. Krótki ruchy albo takie powolne i szeptanie sobie do ucha "uwielbiam Twoje ciało".

To jest jak z jedzeniem. Uwielbiam różnorodność i w restauracji zamawiam zawsze coś czego nie jadłem. Czasami mam ochotę na coś czego nie ma w sklepach (a może nawet nie istnieje). Ale najwięcej przyjemności daje mi najtańsze i najprostsze jedzenie: pyry kurna, gzik albo śledź w śmietanie z kawałkami cebuli i jabłka (tak tak - klisz cebulę i jabłko na podobnej wielkości kwadraciki i jak chrupiesz to nie wiesz czy to cebula czy słodki owoc - taki trick spożywczy). Czyli najprostsze, najbardziej pospolite, wieśniackie i przaśne jedzenie. I taki wieśniacki keks też lubię - jebs jebs jebs. Teki  techno-keks.

Piszę o tym bo rozmawiałem z Marceliną o seksie. Powiedziałem jej "Słuchaj chce porozmawiać z Tobą o seksie. Chce wiedzieć co Ci się podoba, co Ci się podoba, co Cię kręci, co Cię podnieca a co nie. Chce się dowiedzieć jak otworzyć bramy to twojego ogrodu orgazmu." Normalne pytanie sobie myślę a ona rzuca mi się na szyję, całuje i mówi że jestem niesamowity. Pamiętam że wtedy sobie pomyślałem tak w duchu "Hmmmy"

A oto co usłyszałem w odpowiedzi na moje pytanie (niestety nie mam zapisu - rozmawialiśmy na żywo więc odtwarzam z pamięci). "Bo widzisz mnie najbardziej podnieca mechaniczny keks. Jedna pozycja, dowolnie która, jedno tępo, mocno solidnie raz za razem aż do orgazmu. Taka prosta ze mnie dziewczyna. Obierz najkrótszą i najszybszą drogę do swojego orgazmu to i mnie podniecisz" Czy ja trafiłem do nieba? Sobie pomyślałem a zaraz potem sam sobie odpowiedziałem, że "nie" - prędzej do piekła bo w niebie aniołki raczej nie robią jebs jebs jebs.

Jedno już teraz wiem. Musze popracować nad kondycją. Marcelina uwielbia palcówkę. Nie miała orgazmu od ponad roku a kiedy była ze mną była tuż tuż. Niestety moja ręką nie dała rady. Ona wbijała swoje pazury w moje plecy, jęknęła raz czy dwa na tyle głośno że sąsiedzi słyszeli na pewno i wyginała swoje ciało na wszystkie strony. Do granic swoich możliwości przeciążyłem mięśnie ręki i niestety nie dałem rady kiedy ona była już tuż tuż. Odpocząłem i spróbowaliśmy jeszcze raz. To samo.

Kiedy uda mi się doprowadzić Marcelinę do orgazmu chętnie wam o tym opiszę. Ciekawe czy ma jakieś blokady czy po prostu organizm ma tak zbudowany? Nigdy nie miała orgazmu poza swoim obecnym chłopakiem. Jak się poznali zdarzyło jej się kilka razy dojść. Od roku nic. Do tego stopnia nic, że muszą używać lubrykatu. Gdy marcelina jest ze mną musimy używać ręcznika.

To nie jedyna dziewczyna która lubi ostry keks. Zdecydowana większość dziewczyn które teraz poznaje lubi. Najostrzejszy miałem z Olą. Młoda pozwalała mi na wszystko co chciałem - do ostrego keksu też pewnie byśmy doszli. Ewa to samo - chce żebym ją związał i porządnie wyruchał. Ja do tej pory żyłem w przekonaniu że kobiety to delikatne istotni którym mogę zrobić krzywdę zbyt gwałtownym ruchem. A tu Ci taka niespodzianka.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Jak być kochankiem cz.2

Bycie kochankiem to dla mnie rzecz nowa. W internecie nie znalazłem zbyt cennych porad i informacji więc tworze je sam na bieżąco.

Ściemki
To takie natychmiastowe odpowiedzi na pytania partnera o osobę kochanka. Zakładam tutaj że partner zna osobę. Warto aby kochankowie ustalili sobie tematy które mogą poruszać - bezpieczne tematy. Np: schudłem naście kilogramów przez ostatnie pół roku. Jest taki poradnik 4-godzinne ciało który mi w tym pomógł. To nasza pierwsza ściemka. Jeśli przyuważy że dzwoniłem, abo usłyszy mój głos, albo mnie spotka w swoim mieszkaniu to akurat własnie podrzucam poradnik. To bardzo wiarygodne bo Kuba też schudł na innej diecie i w zasadzie rozmawialiśmy o tym. Marcelina teraz też chce schudnąć więc jak widzicie ściemka ma wiele punktów podparcia. Poradnik mam zawsze plecaku. Ściemka nr dwa to grafika do projektu. Marcelina jest grafikiem a ja czasami potrzebuje pomocy grafików. marcelina jest fatalnym grafikiem i tak naprawdę nie pomoże mi w tym co potrzebuje ale to nic. Ściemka jest i to się liczy. Na razie dwie - z czasem wymyślimy więcej.

Komputer
Powinien być włączony i pokazywać otwarty plik photoshopa. Dzięki temu ściemka 2 jest bardziej wiarygodna. Dodatkowo sugeruje regularne zmienianie hasła, wylogowywanie się i

Zasada ograniczonego kontaktu
Dość oczywista zasada. W związku trzeba stonować wspominanie osoby kochanka ale nie eliminować zupełnie. Okazuje się, że to bardzo trudne aby w taki kontrolowany sposób wspominać znajomego. Marcelina była nie ostrożna bo jej partner zauważył że dość często pojawiam się w dyskusjach, i na fejsie lajkuje moje posty, składa mi życzenia na urodziny.

Zasada odwróconej zajętości
Wydaje mi się że to może być często błąd wielu osób. Kombinują jak tu się urwać z domu kiedy "druga połowa" siedzi przed kanapą. Kombinują że do znajomych, a to do pubu, a to że w pracy... Tymczasem zajęcie trzeba znaleźć tej drugiej stronie. Zorganizowałem a właściwie zaaranżowałem spotkanie towarzyskie z kolegami. Na FB odezwałem się do serdecznych kumpli Kuby i zaprosiłem ich do pubu na fajny koncert. Wiedziałem że wezmą Kubę bo często to robią. W ostatniej chwili się wymigałem wyjazdem do potencjalnego klienta (prawdziwy wyjazd tylko data lekko zmieniona). A więc mamy uzasadnione wyjście Kuby, Marcelina mówi na to "to ja też sobie gdzieś pójdę... do Magdy pewnie" a do tego ja mam nagły wyjazd do klienta. Wszystko wiarygodne i z punktami poparcia.

Zakaz spotykania się w publicznych miejscach
Byliśmy w kinie. Na samym początku, zanim na dobre się zaczęło między nami coś dziać. Marcelina powiedziała o tym Kubie, przypadkowe spotkanie, akurat miała urodziny, ja szedłem do kina sam i zaproponowałem żeby się przyłączyła. Sama zapłaciła za bilet.
Stwierdziłem że to lekkomyślne i za bardzo zwraca uwagę na moją osobę. Okazało się później że na jakiejś impresie kumpel Kuby mówi mu że widział Marceline w kinie z facetem. A on na to: "Tak wiem. Z mintem. Spoko luz"

Prezenty
Nie kupuj prezentów, dbaj o odzież partnerki i nie zostawiaj śladów. Nie zostawiaj liścików, pamiątek i innych romantycznych niespodzianek. Ale możesz zabrać ją na zakupy. Najlepiej jak dasz jej gotówkę a ona zapłaci swoją kartą kredytową. Rachunek niedbale zostawcie w torbach. A nuż będzie chciał sprawdzić.

------------
Dlaczego?
Po co te wszystkie zabezpieczenia, ściemki i zasady? Przecież to nie jest tak że partner zdradzany coś podejrzewam. On ufa swojej partnerce i myśli że nigdy by go nie zdradziła. Nie oszukujmy się - nikt nie jest idiotą. Wszyscy wiemy że zdrada jest możliwa. Kuba ma oznaki zazdrości więc gdzieś tam podejrzewam. A na pewno jest czujny. Drobne nieścisłości, zmiany, duperele nie sprawią że nabierze podejrzeń ale mogą sprawić że będzie bardziej czujny. O to chodzi! Jak będzie czujny to najdrobniejszy błąd będzie nas słono kosztował. Każdy drobny błąd. Jego brak czujności jest naszą najlepszą obroną przed katastrofą.

Motto życiowe w koszu

Miałem kiedyś takie pięknne motto które motywowało mnie do robienia rzeczy, rozwijania się. Motto podpowiadało mi jak mam się zachować w trudnych sytuacjach. To motto definiowało mnie i kształtowało mnie jako człowieka. Oto ono:

"Być dobrym. Być szczęśliwym. Być dumnym z tego co udało mi się osiągnąć i jak to osiągnąłem".

Motto nie wytrzymało zderzenia z nową rzeczywistością. Po rozstaniu z moja była rozsypał mi się świat i rozsypałem się ja. Cokolwiek pozbieram do kupy... no właśnie... jest do kupy. Kiedyś wiodłem sobie spokojne życie narzeczonego pięknej i cudownej dziewczyny. Motto realizowałem w każdym przejawie mojego życia. W mojej pracy byłem dobry, związek dawał mi szczęście. Nie byłem chciwy. Cieszyłem się tym co mam. Cokolwiek robiłem mogłem bez obaw opowiadać innym a inni jak chcieli mogli sprawdzać co i jak zrobiłem. Byłem transparentny, czysty i prawie bez skazy.

Dobry
Nie jestem dobry. Sypiam z dziewczyna kumpla. Okłamuje dziewczyny że nie spotykam się z innymi dziewczynami. Kurwa piszę tego bloga gdzie zdradzam sekrety. Jak się wyda kto kim jest podejrzewam że znajdzie się kilka osób rozgniewanych i kilka będzie płakać. Nie chodzi że jestem jakimś super złym człowiekiem. Nikogo nie zgwałciłem, ani wielkiej krzywdy też nikomu nie robię. Ale moje motto nie mówiło "nie być złym" a być dobrym. A nie jestem.

Szczęście
Tego chyba staram się unikać. zamiast wejść w związek który ma sens ładuje się w coś bez sensu. Coś co na pewno nie przetrwa i w koniec końców sprawi, że ktoś będzie nieszczęśliwy. Bujam się od laski do laski i  z żadną nie chcę nic konkretniejszego. Daje kosza, rezygnuje albo rozstaje. Miałem i wiem co to szczęśliwy związek. Na razie nie chcę. To mój wybór.

Duma
Nie wiem z czego mam być dumny? Że miałem związek który nie wypalił? 10 lat emocjonalnego rozwoju w pizdu? Że jak byłem młody zachowywałem się jak 30 latek a jak mam 30 lat zachowuje się jakbym miał 20? Nie - nie jestem dumny. Nie jestem dumny z czegokolwiek. Może z faktu, że mam firmę.

Osiągnięcia
Co takiego osiągnąłem? Nie mam rodziny. Nie mam dziecka. Nie mam fortuny.Nie posadziłem cholernego drzewa. Nie zbudowałem domu. Co prawda mam mieszkanie i zarabiam, mam kochankę i mam z kim iść na randkę. Ale mam to kłamstwem, oszustem, naciąganiem albo w spadku.

Muszę sobie opracować nowe motto.

Korzystaj z życia. Próbuj rzeczy których jeszcze nie próbowałeś. Często mów tak. Myśl o sobie. Niczego nie żałuj. 

 Co o tym myślicie?

niedziela, 22 lipca 2012

Jak być kochankiem

Z racji tego, że mam niepowtarzalną okazję być kochankiem pomyślałem, że napiszę poradnik. Zupełnie się na tym nie znam więc się wypowiem.

W życiu jestem stosunkowo dobrze zorganizowany a w pracy organizowanie to moje główne zadanie. Wiem więc, że grunt to dobre przygotowanie i dobry plan. A ja każdy plan zaczynam od założeń:

  • Spotykamy się po kryjomu i nikt nie może się dowiedzieć
  • Nie podejmujemy niepotrzebnego ryzyka
  • Nigdy nie będziemy razem
  • Nigdy nie będziemy wymagać, naciskać
Proste. Prawda? Z tego wynika kilka zasad:


Ograniczona komunikacja
W dzisiejszych czasach można się komunikować na wiele sposobów. Mail. telefon, sms, skype, forum, facebook, gtalk... Sporo tego. Tak być nie można. Potrzeba czegoś gdzie można łatwo osuwać wiadomości. 

  • Maila odpada bo tam usunięta wiadomość ląduje w koszu i trzeba ją osunąć jeszcze raz. Za dużo roboty.  
  • Telefon ryzykowny - nie wiadomo kto odbierze. Trzeba mieć podkładkę. 
  • SMS - ryzykowniejszy niż telefon ale wiadomość łatwo zmazać.
  • Skype jest super bo można się zobaczyć ale trudno się umówić bo trudno osuwać się tam zapis z dyskusji.a nie warto dzwonić w ciemno
  • Facebook - łatwo się dogadać, łatwo usunąć dialog i jest to dość powszechny sposób aby sobie pogadać. Jedyne zagrożenie to że przez ramie ktoś zajrzy.
  • Gtalk - znakomite narzędzie ponieważ umożliwia rozmowę "off the record"
  • Forum - zostawiłem na koniec bo to w sumie ciekawa opcja którą chyba przetestuje. Zakładamy sekretne forum w internecie. każdy z nas tworzy sobie tam konto z nic nie mówiącymi nickami. Logujemy się korzystając z trybu "incognito" w przeglądarce (historia nie jest zapamiętywana). Jedyny problem to nienatychmiastowość. 
Podkładka
To jakieś uniwersalne uzasadnienie, wymówka którą warto mieć. Z marcelina było prosto. Robi ona projekt w którym ja biorę udział w sposób wirtualny. Czyli niby coś robię i gdzieś tam figuruje. Dzięki temu zawsze mogę do niej dzwonić, wysłać sms czy zagadać na fejsie. I nasza zasada jest taka, że pierwsza moja wiadomość zawsze jest neutralna.  Jeśli chodzi o jej wiadomości to może pisać do mnie zawsze.

Plecak
Kiedy do niej jadę biorę plecak. Ubieram się maksymalnie lekko. W plecaku mam wodę, bieliznę na zmianę i sporo wolnego miejsca. Nie kupuje rzeczy, które zostawiają po sobie "rzeczy. ostatnio kupiłem lody, okazało się że kupiłem dobrą markę której ona nigdy nie kupuje, zostawiliśmy poplamioną koszulkę, kanapę, zapaćkaliśmy stół. Pewnie zastanawiacie się po co wolne miejsce w plecaku? A no nie rozrzucam swoich rzeczy po całym pokoju. Plecak jest koło łóżka i jeśli coś odkładam (portfel, komórka) lub zdejmuje (zegarek, koszulka, spodnie) wszystko trafia do plecaka. Opakowania, śmieci i gumka również. W razie czego chwytam plecak i już mnie nie ma. 

Sprzątanie
Po naszym spotkania Marcysia sprząta. Z praniem pościeli i wyrzuceniem śmieci. Tak na wszelki wypadek. Zapach pozostaje. Nie zostawiam jej żadnych pamiątek ani prezentów.

Bezpieczny seks
Ona bierze tabletki ale i tak używamy gumki.

Znajomość
Znam jej chłopaka. Nie jest to może jakiś mój wielki kumpel ale znamy się z widzenia i jak się spotykamy to mamy o czym gadać. To nie jest jakiś dureń - zdaje sobie sprawę z tego że Marcelina mi się podoba. Z reszta chyba nwet jej to powiedział. Ale jak na zakochanego chłopaka przystało nie ma zielonego pojęcia że jego dziewczyna podobnie myśli o mnie. Wierzę jednak w coś co nazywa się intuicją. Wg. mnie on wyczuwa coś. Nie tak aby od razu mieć konkretne podejrzenia, szukać i szpiegować ale będzie miał umysł otwarty na wskazówki. Wystarczy mu ich nie dawać i wszystko będzie ok. Dlatego nie mogę zerwać z nim kontaktu tak zupełnie. Z drugiej strony nie będę też specjalnie zacieśniał więzi. Ale czy można w taki kontrolowany sposób otrzymać znajomość? No i przydałoby się spotkać od czasu do czasu razem. To będzie koszmar. To najgorsza część planu. 

sobota, 21 lipca 2012

Minte

W mitologii greckiej nimfa w Podziemiu. Uchodziła za córkę Kokytos. Była kochanką boga Hadesa. Persefona przemieniła ją w miętę podczas próby uwiedzenia przez Hadesa

Inna wesja jaką znalazłem:
Nazwa "mięta" pochodzi z greckiego od imienia nimfy Menthe (Mente, Minto, Minta, Minte), zamieszkującej Podziemie i będącej kochanką Hadesa. Ten chcąc ją uchronić przed zazdrością i prześladowaniami Persefony (żony) zamienił nimfę w roślinę miętę.

Tak czy siak - mamy tutaj romans, zdradę i przemianę. Zupełnie jak na moim blogu. Ciekawe - czy za parę tysięcy lat blogi staną się nowymi mitami? Też mam romans i zdradę. Brakowało tylko przemiany. I znalazłem ją. Sięgnąłem do pierwszego posta. 

To co teraz robię zupełnie do mnie nie pasuje. Byłem przecież takim miłym i dobrym gościem. Przez 10 lat był przykładnym chłopakiem i narzeczonym. Jak każdy związek tak samo mój i M wymagał kompromisów i choć seksu miałem raz na miesiąc (max) i choć sporo myślałem o zdradzie i choć miałem kilka okazji nigdy nie skorzystałem. Unikałem kuszących sytuacji i ucinałem relacje które mogłyby się tak rozwinąć. Byłem dobrym chłopakiem. Nie imprezowałem na studiach, nie piłek alkoholu i nie paliłem trawki. Codziennie rano zaraz po obudzeniu uśmiechałem się do niej i mówiłem jej "Kocham Cię", 

Wiele osób pragnie takiego związku. Wielu taki ma. Wielu po 10 latach takiego związku mają już dosyć. Żona, dzieci, pies, praca, dom, praca, dom, praca, dom. Zygają tym. Kiedy na to spojrzę od tej strony to jestem w cholernie komfortowej sytuacji. 

Kiedyś na tym blogu napisałem: Ciągle spotykam dziewczyny które miały do czynienia z kretynami a potem wypisują głupoty i szerzą krzywdzące opinie o facetach. Ja chce być normalnym facetem i chciałbym pisać o czymś zdrowym, pięknym i dobrym. 

Teraz trochę żałuję. Mam wyzuty sumienia. Uczucie jest wspaniałe, czuje że odżywam i budzę się z emocjonalnego marazmu. Nie podoba mi się to w co się zmieniam. Mój związek z Marceliną nie może potrwać długo. 

Ale na razie niech sobie jeszcze przez chociaż chwilkę będzie. 

środa, 18 lipca 2012

Smak kobiety

Ostatnio wspomniałem o tym że czasami chodzę po domu bardzo głodny przez pół dnia mimo pełnej lodówki. Często tak mam że mam ochotę na coś bardzo konkretnego. Tort czekoladowy z wiśniami i likierem. Pistacje z nutellą. Banan podsmażany z cukrem.

Mam tak że nachodzi mnie ochota na kobietę. Mam ochotę na smak kobiety. To co zaraz napiszę jest dziwne ale dla mnie smak cipki to najlepszy smak na świecie. Nie każdej i nie zawsze - ale zazwyczaj to najcudowniejsza ambrozja. Aksamitny balsam dla moich ust. Uwielbiam wilgoć i soczystość. Czystość i wyrazistość smaku. Lekko kwaskowy? Metaliczny?

Wiem. Dla niektórych to obrzydliwe co teraz piszę a będzie jeszcze gorzej. Uwielbiam robić dobrze kobiecie ustami. Język jest wrażliwy, wilgotny i delikatny. Mam o wiele lepsze wyczucie tego co się dzieje i co dotykam. Poza tym język to znakomity mięsień który nie męczy się tak szybko. No i oprócz języka mam jeszcze usta i zęby i skórę policzka a nawet nos. Ach - i jeszcze oddech. A palce? Palce to tylko palce i nic więcej. Co najwyżej paznokieć jest którym można co najwyżej podłubać.

Nie jestem jakimś ekspertem. Nie przykładałem się do nauki. To nie ma być wykład a tym bardziej nie chce mówić wam jak macie to robić. Róbcie jak chcecie. Róbcie jak chce tego ta druga strona. Po prostu robię tak a tak. Skomentuj jak masz jakąś radę.

Zaczynam delikatnie. Całuje okolice, chucham i muskam. Pomagam sobie palcami. Potem przykładam wilgotny język płasko i dociskam lekko. Zazwyczaj dzięki temu łatwo odnajduje łechtaczkę i przy okazji nawilżam okolice. Zmieniam tępo, liżę, trącam, wykonuje różne ruchy w różne strony. Ssę, ślinię i znowu pomagam sobie palcami. Czasami przerywam, czasami bardzo zwalniam. Coraz mocniej adekwatnie do rosnącego podniecenia partnerki. Potem jak ta najlepsza część dla mnie - wkładam cały język w cipkę tak głęboko jak się tylko da. Bo tam smak jest najintensywniejszy i najczystszy. He he... normalnie teraz ślinka mi cieknie jak to pisze. Dosłownie.

Uwielbiam ten smak. Ubóstwiam. Wysysam go łapczywie z cipki partnerki. Kiedy ona kończy to i ja kończę upaćkany śliną i wydzieliną z uśmiechem na twarzy.

---------
Jeśli komuś obrzydziłem tym postem dajcie mi znać. Ten blog nie jest po to aby obrzydzać. Wręcz przeciwnie.

Poproszę danie dnia

Mam taką zasadę. Kiedy w restauracji zamawiam jedzenie w menu szukam czegoś czego jeszcze nie jadłem.  Czasami chodzę głodny pół dnia bo lodówka jest mimo że pełna nie ma "nowych smaków".

Mógłbym w tym momencie zrobić porównanie do tego, że przez 10 lat zamawiałem to samo ale nie o to mi chodziło. W tej metaforze bardziej chodzi mi o to, że - jak łatwo wyczytać z bloga - przyciągam jakieś sensacyjne kobiety. Zdarzyło mi się ostatnio poznać dość zwyczajną dziewczynę. Przynajmniej takie sprawia wrażenie.

Robię zlecenie dla pewnego anioła biznesu który finansuje fantastyczny projekt. Występuje tam w roli konsultanta. Bardzo przyjemne i dobrze płatne zlecenie. Najpierw spotkanie zapoznawcze w kawiarni. Potem w biurze konkretna praca nad projektem w całym zespole. Zespół to 4 osoby a każdy to specjalista w innej dziedzinie. Ula kieruje całym zespołem, kieruje projektem i przed szefem składa raporty z postępów naszych prac. Ma tyle lat co ja. Ma znakomitą figurę, drobne zmarszczki wokół oczu, radosne spojrzenie i ładny uśmiech (chociaż rzadko się uśmiecha).

Nie ma relacji między nami. Pracujemy. Po prostu koledzy z pracy. Ale wydaje mi się, że lubi mnie. Jest wolna i szuka faceta (to wiem z innych źródeł). Wydaje się taką normalną dziewczyną z normalną pracą szukającą normalnego faceta.

Mam ochotę zamówić coś normalnego.

wtorek, 17 lipca 2012

Miętowy smak zemsty

OK. Miałem być zły okazało się, że nie jestem a teraz... sam już nie wiem co ja jestem.

Sprawa jest bardzo prosta i logiczna. Marcelina zmieniła zdanie. "Może wpadniesz dzisiaj na film?" taki dostałem SMS. Starczyło mi obycia w tych sprawach aby domyślić się że nie chodzi o film. Marcelina to dziewczyna mojego serdecznego kumpla z którym znam się od lat, z którym widuje się na piwku co jakiś czas i na imprezach znajomych. Coś zaczęło się między nami dziać i podjęliśmy dojrzałą decyzje tego nie rozwijać. Ale potem nam się odwidziało.

Ja myślę, że ma to sens.

Krótka rozmowa przez telefon i o 12tej w nocy byłem w aucie w drodze do niej. To profesjonalistka - zdradzała już swoich chłopaków wcześniej. Tym razem miało być inaczej... no cóż. Nie wyszło. Ale zna się na rzeczy. Nie gadamy przez maile czy smsy. Jedynie telefony do siebie. Ona pisze pracę magisterską więc ja pożyczam jej materiały które zachowałem ze studiów.
Wszelkie wcześniejsze rozmowy w których można było wyczyctac chociaż cień napięcia między nami zostały usunięte. Spotkaliśmy się w nocy kiedy sąsiadów nie było w oknach. Telefony wyłączone. Pełna profeska.

Na początku było niezręcznie. Zdejmij kurtkę, czy zrobić Ci coś do picia, zobaczmy co jest w telewizji... usiadła blisko mnie ale bokiem i w dość głębokim siadzie - raczej mało wygodna pozycja do całowania. Ja przyjąłem pozycje taką że wystarczy że się pochylę i mogę całować. Chyba z 30min czekałem na sygnał. Zdjęła okulary kiedy ja patrzyłem na nią nieco za długo. I ona spojrzała na mnie. O ułamek milimetra przysunąłem głowę. To taki ruch naprawdę krótki. Ona uniosła swoją brodę więc coraz bardziej zbliżałem moją twarz do jej twarzy. Na moment zatrzymałem w odległości w której czuje się oddech tej drugiej osoby. To taki moment kiedy ona może zacisnąć wargi, obniżyć brodę i spojrzeć wzrokiem wyrażającym niepewność i strach. Ostatnia szansa aby zrezygnować. nie zrobiła tego. wyciągnęła szyje i nasze usta spotkały się. Całowaliśmy się długo. Pieściłem ją delikatnie. Tuliliśmy się się. Czuliśmy swój zapach.

Nie wiem ile razy mam pisać, że seks nie jest dla mnie najważniejszy. Brzmi jak słabe clishe ale ja serio tak myslę i na serio w to wierzę. Przez 6h tuliliśmy si miętosiliśmy się. Gadaliśmy i po prostu patrzyliśmy na siebie z pożądaniem. No dobra - ale dlaczego seksu nie było? Chcialiśmy i próbowaliśmy ale początkowo ja nie mogłem. Po prostu krew nie dopływała do tego organu. Stres i poczucie winy (taka jest moja wersja). A działa to tak:



W końcu miałem puknąć dziewczynę kumpla. Ale potem kiedy ja już mogłem to ona nie chciała - rezygnowała w trakcie. To samo. Sabotażysta.

To była cudowna noc. Magiczna. Niesamowita. Pap mi się śmieje do teraz. Mam super nastrój uśmiecham się i wszystko mnie bawi. Dawno tak dobrze się nie czułem. Ten blog jest mieszanką rzeczy słodkich i gorzkich (stąd nazwa). Dzisiaj - sama słodycz. Czy to miłość?

HA HA HA HA nie! Na niebiosa nie. To uczucie zaspokojenia zemsty. Zemściłem się nie niesprawiedliwości świata. Ze wstydem stwierdzam, że to dobre uczucie.

Musze kończyć. Chciałem wam napisać nieco więcej o tym jaka ona jest  i co ona myśli ale nie mam czasu. Jadę do niej.

poniedziałek, 16 lipca 2012

(Nie)zły chłopak

Miałem plan. Możecie o nim poczytać w poprzednim poście http://mietowykochanek.blogspot.com/2012/07/jestem-zym-czowiekiem.html
I jak to zwykle bywa cały plan poszedł do piachu.

Spotkałem się z dziewczyną mojego kumpla. Poszliśmy do kina. Napięcie dawało się wyczuć. Było super, podniecająco, emocjonująco i w pewnym sensie romantycznie. A potem wszystko zjebałem. Siedzimy sobie spokojnie po kinie, gadamy o filmie i jemy sałatkę z kurczaka. No to sobie myślę "Dobry moment aby zacząć gadać o konkretach" Więc mówię
Chciałem z Tobą pogadać o czymś ważnym. Bo widzisz wyczuwam pewne napięcie między nami. Podobasz mi się i chodzą mi po głowie rzeczy z których nie byłby zadowolony Kuba i wydaje mi się że Ty tez masz takie myśli. Mamy w takiej sytuacji ...


Więcej nie dałem rady powiedzieć. Marcysia zaczęła w mało skoordynowany sposób wymachiwać rękoma. Robiła to już wcześniej ale najwyraźniej zestresowany zapomniałem nawiązywać kontakt wzrokowy. Przestałem mówić kiedy ona już wstała ze swojego siedzenia machając rękoma mówiła "Nie nie nie przestań mówić!". Zwróciła uwagę kilku osób z sąsiednich stolików. Zrobiło się niezręcznie. Umilkłem i... zmieniliśmy temat. Ona po prostu nie chciała o tym rozmawiać. 


Mam taką zasadę której się trzymam "Nie będę robił rzeczy na które ta druga strona nie ma ochoty." Fajnie brzmi prawda i pewnie większość z was potakuje teraz głową myśląc że też ma taką zasadę albo że warto by taką zasadę wprowadzić. Gówno prawda. To zwalnia z odpowiedzialności za przejmowanie inicjatywy. Generalnie ta zasada doprowadziła do impasu. 


Wyobraźcie sobie dwójkę napalonych osób które wyraźnie na siebie lecą. Kręcą się w kółko, półsłówka, podteksty, spojrzenia i żarciki. Uśmiechy posyłane sobie jak pocałunki. Rozpieramy się wzrokiem i ukradkiem staramy się pochwycić zapach tej drugiej osoby. Po randce pojechaliśmy do niej. Nie było to w planach ale pod jakimś kretyńskim pretekstem odprowadziłem ją do domu. Ona zaprosiła do środka. Miałem niby coś zabrać i zmykać. I był tam taki moment kiedy przez okno w kuchni wlewało się intensywne światło zaraz po burzy, wiecie - takie światło jakby słońce chciało wynagrodzić te chmury i przelotny deszcze. Światło odbija się jak szalone od stołu, szklanek i rozświetla jej włosy robiąc aureolę a potem wpada w jej oczy i tam zatrzymuje się na chwile dłużej. Nawet teraz jak to piszę łomoce mi serce. Idealny moment aby pocałować piękna kobietę. Taki moment kiedy spowalnia czas i wszystko dzieje się powoli. Ruch ręki muskający policzek, powieka tuż przed tym jak ona spojrzy na mnie, usta delikatnie rozchylone kosmyk zsuwający się z czoła kiedy odchyla głowę. Wziąłem co miałem zabrać i poszedłem do domu. 


Dlaczego? Kurwa dlaczego? Chciałem ją pocałować ale ona "nie chciała". Tzn. chciała ale nie dała mi tego wprost do zrozumienia. Chodzi o to że lubię jasne sytuacje. Nie czuje tej aury tajemniczości. Wolę bardziej określone sytuację. Pogadać o tym wprost, ustalić co i jak. Mało romantyczne - wiem. ALe romantyzm można znaleźć gdzieś indziej. I w zasadzie to nie musi być rozmowa. To może być ten nieokreślony język gestów i spojrzeń. Coś... cokolwiek. Tymczasem marcelina zachowywała się jakby nigdy nic. Z jednej strony daje sygnały że się mną interesuje. Z drugiej nie daje sygnałów "zbliżeniowych".


Mój penis ma taki radar. Nie wiem czy to wada czy zaleta, ale zupełnie jakby on wyczuwał rzeczy których ja nie czuje. Moja była (ta z którą spędziłem 10 lat) nie bardzie przepadała za seksem. A ja właśnie tak i bardzo cierpiałem z tego powodu. Rozsadzało mi krocze. Zepsuta sperma z jąder powodowała depresje z mózgu (to metafora). I czasami M oddawała mi się aby mi ulżyć. Raz na miesiąc? Nie miała ochoty na seks ale widziała że nie jest mi dobrze (a może po prostu miała dosyć mojego złego nastroju). Cieszyłem się jak głupi na to że w końcu zaspokoję chuć. Kiedy jednak przychodziło co do czego i byliśmy już nadzy i ona rozłożona i gotowa jak u ginekologa mój mały wyczuwał, że ona wcale nie ma ochoty i odmawiał współpracy. I czekałem kolejny miesiąc :( Żal jaja ściska. 


Marcelina nie jest pewna. Kocha swojego chłopaka i nie chce go zdradzić. Pogadaliśmy w końcu o tym online. Wcześniej popełniała ten błąd i tym razem ma być inaczej. Ale z drugiej strony chce i prowokuje. W wtedy w kuchni pozwoliła by, poddała by się i było by cudownie. 


Wiem - miałem być złym chujem. Nie wprost powiedziała mi że mogę zrobić krok a ona nie zrobi kroku do tyłu. Napisała że sama jednak kroku do przodu nie zrobi bo to by była zdradza. Takie wygodne podejście bo zawsze może powiedzieć że była bezbronna wobec mojego uroku osobistego, że to poza jej kontrolą, że to ja jej zawróciłem w głowie. Miałem być hujem i miałem wykorzystać dziewczynę, rozwalić im związek, zrobić krzywdę kumplowi. Ech....


Nie zrobię tego kroku. Przynajmniej nie teraz i nie w taki ordynarny sposób. Kiedy spotkamy się na imprezie, wypiję kilka drinków i ona też, i będzie okazja i będzie miejsce to na pewno to zrobimy. Póki co jednak mamy możliwość nie kusić losu i to robimy. Mieszkamy daleko od siebie a gadanie przez FB to nie zdrada prawda. 


Wkrótce ma imieniny. Będzie robić imprezę. Zostałem zaproszony :D

piątek, 13 lipca 2012

Jestem złym człowiekiem

"Chciałem z Tobą pogadać o czymś ważnym. Bo widzisz wyczuwam pewne napięcie między nami. Podobasz mi się i chodzą mi po głowie rzeczy z których nie byłby zadowolony Kuba i wydaje mi się że Ty tez masz takie myśli. Mamy w takiej sytuacji 4 wyjścia:

  • nic nie zrobimy i dalej będziemy orbitować wokół siebie z tym nieznośnym napięciem
  • zerwiemy wszelki kontakt i pójdziemy w swoją stronę
  • romans o którym nie powiemy Twojemu chłopakowi - zobaczymy jak nam będzie i co wyjdzie to wyjdzie
  • zerwiesz z Kubą"
Marcysia jeszcze nie usłyszała tych słów więc nie wiem którą opcję wybierzemy. Jutro idziemy do kina. Sama rozmowa z tym kinem była zabawna. Ja jej mówię, że idę do kina i czy idzie ze mną. A ona na to, że byłaby to randka i że ma chłopaka więc chyba nie. Ja na to, że to zależy jak do tego podejdzie. Natychmiast odpisała: "Więc podchodzę do tego właściwie i idę ;)"

Wyjaśnię może kontakt. Kuba z kolegami i swoją dziewczyną wybrali się na długo planowane wakacje rowerowe po mazurach. Okazało się że Marcelinie nie bardzo to pasuje. Rower jej się psuł, opaliła sobie kark i miała odciski na wszystkich palcach. Chłopaki ciągle gadali o hobby i nikt się nią nie zajmował. Zrobiła scenę, zsiadła z roweru przy dworcu, wsiadła w pociąg i wróciła do domu. Jej chłopak został i dalej pedałuje ze swoimi kolegami przez mazury a Marcysia siedzi sama w domu przez jeszcze następne 5 dni. Rozczarowana, zła i rozgniewana. Pytała się czy dam radę dzisiaj przyjechać na naleśniki. Naleśniki! :D

W poprzednim poście pisałem o całej tej sprawie i zastanawiałem się czy mogę mojemu kumplowi odebrać laskę. W zasadzie to nie. Pytanie było inne. Czy powinienem to robić. To dwie różne sprawy. Mogę to zrobić bo mam taką możliwość i chcę. Chcę bo mi się podoba. Jest takie równanie w prakseologii jeśli chcesz i możesz to na pewno to zrobisz. Jeśli czegoś nie robisz to albo nie masz możliwości albo tak naprawdę nie masz na to ochoty.  

Teraz uwaga - będzie trochę smutno. Z tym równaniem to tylko wymówka ubrana w ładne słowa. Nie jestem głupi. M. zerwała ze mną bo się w kimś zakochała. Ten koleś ją podrywał i ją poderwał. Co prawda powody naszego zerwania były inne ale on był bodźcem / pretekstem. Widzę co się dzieje. Zostałem skrzywdzony i mszczę się krzywdząc innych. To takie clishe, że ja pierdole. Jakis psycholog którego imienia nie pomnę mówił o tym że z tego własnie biorą się wszystkie problemu ludzkości. Z takie sytuacje często eskalują. Z jego obliczeń wynika że problemy ciągnąć się mogą przez 7 pokoleń. Podręcznikowym przykładem jest wykorzystanie dziecka. Skaza przenoszona jest na relacje z rodziną i np: nadopiekuńczo podchodzi do dzieci. Takie dzieci dorastają z wyuczoną bezradnością i nienawiścią do matki. Dzieci tych dzieci mają jakieś inne problemu itd itd. Jeden syf prowadzi do kolejnego. Kluczem jest przerwanie tego błędnego kręgu. 

Brzmi to bardzo mądrze, dojrzale i ... dobrze. Super że posiadam taką wiedzę. Dzięki temu mogę być lepszym człowiekiem i przyczynić się do tego, że świat będzie lepszy. Wybaczcie patetyzm ale chciałem uzyskać efekt kontrastu kiedy napisze wam, że mam to gdzieś.