Tym mało eleganckim przezwiskiem określam Madzię. Mnie i moją siostrę odwiedził stary znajomy. Nasi rodzice się znali i chyba kiedyś chcieli wyswatać moją siostrę z nim ale zrobili psikusa i się zaprzyjaźnili (i nic więcej). Kontakt się urwał i spotykamy się raz na kilka lat. Ale jak się już spotkamy to jest dużo alkocholu, dużo rozmów i zazwyczaj są one bardzo szczere, otwarte i inteligentne. Gosh... jak ja lubię ludzi mądrzejszych ode mnie - nie macie pojęcia.
Tego dnia spotkaliśmy się w mieszkaniu Madzi którą dopiero co poznałem. Wspólnie wyszliśmy na miasto. W poznaniu jest znakomita knajpa "Pijalnia Wódki" Wspaniałe, cudowne, urokliwe miejsce. Siedzieliśmy tam i piliśmy. A jak kieszenie zrobiły się puste to poszliśmy do bankomatu i dalej piliśmy. Późna pora chyba jednak nie służyła Madzi więc wzięła koleżanki poszła do domu (nie wspomniałem że były tam jeszcze jakieś kobiety? Były ale nie mają znaczenia fabularnego).
Zrobiło się zimno więc odprowadziliśmy naszego przyjaciela do Madzi bo tam miał nocować. Ale jak już tam trafiliśmy to jeszcze trochę posiedzieliśmy, zjedliśmy leczo z lodówki i wypiliśmy zapasy wódki no i oczywiście prowadziliśmy ożywioną konwersację o marketingu (bo o czym innym rozmawiać jak nie o pracy - wspominałem że pracuje w reklamie?!). Bawimy się w najlepsze kiedy nagle pojawia się zjawia... Nie! Wrak człowieka... Nie! To była zaspana Madzia obudzona w środku nocy naszą zabawą i uderzyła w nas w te słowa: "To wspaniale że się bawicie ale przenieście swoją dyskusję gdzieś indziej".
Mieszkanie Madzi jest bardzo ładne, nowoczesne, gładkie, polerowane, świeże... zaryzykuje stwierdzenie sterylne. Ale zarazem brakuje mu wyrazu i uczucia. Jest zimne i puste. Nie jest gołe ale na półkach stoją ramki bez zdjęć, obrazy imitujące sztukę kupowane były na siłę, nie ma półki z książkami a gdyby była na pewno ułożone zostały by kolorami lub wielkością i wyrzucono by te najlepsze książki. Te które mają zgniotki i wytarty grzbiet od wielokrotnego czytania. Gdyby nie bałagan w kosmetykach w toalecie pomyślałbym że to mieszkanie pokazowe przed sprzedażą. Z resztą cały blok jest taki. Same puste mieszkania, ciche korytarze i "martwy" teren zielony. Strażnik przy bramce nigdy nic nie mówi. A przy tym wszystkim mieszkanko jest malutkie więc doskonale wiedzieliśmy co Madzia mana myśli mówiąc że mamy "przenieść swoją dyskusję gdzieś indziej". Delikatnie przekazała nam "Spierdalajcie". Hitler... jak nic. Sami przyznajcie że też tak pomyśleliście. W każdym bądź razie nasze pijane umysły szybko pochwyciły tą ksywkę.
Madzia jest bardzo drobna. Nie wiem co jest - kolejna drobna babka która mi się podoba. Nie jest wysportowana ale widać że trzyma fajną sylwetkę i ma proporcjonalny biust. Trochę zniszczone włosy i niepotrzebnie je "puszy" na staromodną fryzurę ale za to nie stosuje makijażu (czyli mam na myśli że stosuje ale bardzo mało). Ma piękne niebieskie, ruchliwe i bystre oczy ale nie to w nich podoba mi się najbardziej. To dziwne i nietypowe. Zawsze mi się podobało. Konkretna, pulchna, delikatna, pierzynowa oprawa oczu. Wybaczcie - nie ma na to adekwatnej nazwy. Ja to nazywam "hermetyczna uroda". Nie pytajcie na czym to polega - nie jest to ścisłe pojęcie. Dosyć stwierdzić że spora część pięknych azjatek ma taką urodę. Taką oprawę oczy ma też Marisa Tomay.
Nazwa "Worki pod oczami" nie jest może tak wyszukana i nie oddaje uroku ale chyba tak - o to chodzi. Podczas uśmiechu oczy wyginają się na kształt rogalików. Uwielbiam to. Kocham.
A co do charakteru Madzi to długo szukałem porównania bo wiedziałem że kogoś mi bardzo przypomina. Pierwsze wrażenie sprawia dokładnie co do joty, kropka w kropkę, kreska w kreskę z Małą Mi z muminków
Ha ha ha... Madzie coś nie ma szczęścia do ksywek. Z jednej fatalnej wpada w drugą.
Ostatnio spotykam się z nią regularnie bo... pracujemy razem. Zaczęła swój mały biznes i pomagam jej w marketingu. Łączą nas relacje stricte zawodowe. Chodzimy na kawę, do restauracji na obiad, spotykamy się u niej w mieszkaniu gdzie pracujemy na laptopie, dzwonimy do siebie codziennie... Nie wiem. Wyczuwam dziwne fluidy pomiędzy nami. Lubimy się i sam jestem ciekaw czy coś z tego będzie więcej.
Blokuje mnie coś jednak. Z jednej strony podoba mi się i czuje chęć poznania ją lepiej. Ale z drugiej czuje ten sterylny chłód mieszkania. A może bardziej chodzi mi o to że uważam ją za nie swoją ligę? Ma doktorat, pochodzi z bardzo bogatej rodziny. A ja mam zaczęte i nieskończone 3 kierunki studiów i niskie zarobki. W komediach romantycznych to nigdy nie jest problem. Ciekawa czy ja żyję w takiej komedii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz