Mam problem ze spaniem. Jest druga w nocy kiedy to pisze. To jeszcze nie najgorsza godzina. Często kładę się o 4 rano kiedy za oknem wstaje słońce i ptaki napierdalają na głupie.
Mój problem nie polega na tym że nie jestem zmęczony. Jestem - przecież się nie wysypiam. Chodzi o łóżko. I nie chodzi o wygodę bo to bardzo dobry materac, silikonowy, drogi, duży. Z łóżkiem wszystko jest w porządku. Nie chodzi też o problemy z zaśnięciem. Jak się kładę to zasypiam. Zwykle doprowadzam się do takiego stanu że bardziej przypomina to raczej tracenie przytomności.
Po prostu przyzwyczaiłem się do tego, że łóżko jest bardziej miejscem budowania więzi z partnerką. Moja ex zupełnie tego nie rozumiała. Dla mnie spanie razem było czymś bardzo ważnym. Do tego stopnia było to istotne, że zaliczałem to do kategorii "wspólnie spędzonego czasu". To coś niesamowitego dla mnie. Kojarzycie ten stan kiedy wasz umysł odaltuje. Nie przypomina wam to czegoś? Profesjonalna nazwa to chyba "utrata ego". Tracimy swoją osobowość, przestajemy być sobą, przestajemy być w czasie i miejscu. I co? Macie to?
Orgazm do cholery! Przecież podczas orgazmu znika świat, poczucie samego siebie, jedność z partnerką a niektórzy odczuwają jedność ze światem. No teraz to myślę że wielu się zemną zgodzi że spanie to taki długi rozciągnięty, subtelny, delikatny, zwiewny orgazm otulający nasze ciało i umysł na cała noc.
Spanie samemu traci na jakości tak samo jak walenie konia. Jakoś nie śpieszy mi się do łóżka. Nie widzę potrzeby, sensu. Nie chcę marnować tego czasu. Najchętniej nie spałbym wcale. Piję kawę, pracuje i oglądam Gotowe na wszystko.
Maże o tym ciepłym miękkim i "poręcznym" ciałku pod pierzynką. W nocy tulę poduszki i mam odruch głaskania. Chce czuć czyjś oddech na karku, rytmiczne ruchy piersi, słyszeć oddech a nawet cmokanie, mlaskanie i pochrapywanie tej drugiej osoby. Chce czuć każdy drobny ruch a nawet emocje.
Ok. Dosyć pokazywania mojego softspot. Mam swoje słabości. Spanie z kimś (w sensie serio spanie z kimś) jest jedną z moich słabości. Bardzo za tym tęsknie. Rozumiem facetów którzy płacą dziwkom za to aby nocowały z nimi. Mógłbym umówić się... nie wiem... z sąsiadka aby przychodziła o 12tej i kładka się w łóżku razem ze mną. Tylko po to aby rano razem wstać i się rozejść. Nawet bez słowa.
Tak miałem z Justynką i póki chodziło tylko o spanie było ok. Musiała ona jednak zacząć gadać i nie skończyło się to za dobrze :(
czwartek, 28 czerwca 2012
piątek, 22 czerwca 2012
Odroczona zdrada
Zdrada! Zdrada! Krzyczą ludzie!
Zna wielu takich ludzi. Ja do zdrady zawsze miałem takie samo podejście - bardzo liberalne: należy to zrobić.
To proste. Odczuwanie ochoty na zdradę jest naturalne i normalne. Tak naturalne jak przywiązanie do rodziny czy to że potrafimy mówić. To geny. Zaznaczę jednak że geny sa odpowiedzialne nie za zdradę jako taką a za ochotę.
Ochot (taka jest liczba mnoga?) mamy cała masę. Ja mam teraz ochotę na kawę i coś słodkiego. Dam sobie jednak radę i bez tego. I dać sobie można radę z ochotą na zdradę. Oglądamy się za laskami, przeglądamy fotki w internecie czy filmy porno. Wyobrażamy sobie seks z kimś innym podczas fantazji czy podczas... seksu właśnie.
Czasami jednak ochota działa destrukcyjnie na nasze życie. Zakłóca nasza uwagę. Pochłania zasoby emocjonalne. Sprowadza rozgoryczenie, napięcie, stress i negatywne emocje. I pewnie jakaś pizda z 3 roku psychologii powiedziałaby, że odpowiedzialne są te myśli o zdradzie i trzeba się ich pozbyć. Ja uważam że to bzdura.
W takiej sytuacji należy zorganizować sobie zdradę. Po prostu trzeba poszukać lub poczekać na okazję i zrobić to. I jak już dojdzie do czegoś należy przerwać związek w którym jesteś. Tak - przepraszam. Dokładnie tak. Bo widzisz - jeśli myślisz o zdradzie jest to normalne. kiedy ją planujesz nie jest jeszcze tak źle. Kiedy ją faktycznie robisz - to jasny i przejrzysty komunikat mówiący o tym, że coś jest serio nie tak.
10 lat byłem z dziewczyną którą chciałem zdradzić. Ona wiedziała o moim podejściu. Wierzyła, że jej nie zdradzę a ja wierzyłem, że one nie zdradzi mnie. Wszystko wskazuje na to że faktycznie mnie nie nie zdradziła. Przy tym co sobie powiedzieliśmy zdrada była by fraszką. No i oczywiście sam wiem, że nie zdradziłem mojej byłej.
Kiedy M zakochała się w gościu od żaglówki i poczuła że mogłaby mnie zdradzić - rozstaliśmy się. Teraz pewnie myślicie że takim postami topie swoje smutki po 10 zmarnowanych latach związku. Pewnie tak. Ale główną inspiracją jest Dieblica w skórze anioła. 155cm i 46kg ociekające ochota na seks po sześciu miesiącach w końcu znalazła czas aby się ze mną spotkać. Albo ja miałem kogoś, albo ona nie miała czasu, potem ona zmieniała mieszkanie, zdrowotne problemy, zmiana pracy itp. Teraz udało nam się spotkać na kawie i umówić na seks. Ot tak po prostu. Piszemy do siebie erotyczne teksty i podniecamy się a za 4 dni od dziś będziemy się pieprzyć. Fakt że Ewka ma męża jakoś nie specjalnie mi przeszkadza. Napięcie jakie narosło między nami eksploduje w erotycznym szale.
Zna wielu takich ludzi. Ja do zdrady zawsze miałem takie samo podejście - bardzo liberalne: należy to zrobić.
To proste. Odczuwanie ochoty na zdradę jest naturalne i normalne. Tak naturalne jak przywiązanie do rodziny czy to że potrafimy mówić. To geny. Zaznaczę jednak że geny sa odpowiedzialne nie za zdradę jako taką a za ochotę.
Ochot (taka jest liczba mnoga?) mamy cała masę. Ja mam teraz ochotę na kawę i coś słodkiego. Dam sobie jednak radę i bez tego. I dać sobie można radę z ochotą na zdradę. Oglądamy się za laskami, przeglądamy fotki w internecie czy filmy porno. Wyobrażamy sobie seks z kimś innym podczas fantazji czy podczas... seksu właśnie.
Czasami jednak ochota działa destrukcyjnie na nasze życie. Zakłóca nasza uwagę. Pochłania zasoby emocjonalne. Sprowadza rozgoryczenie, napięcie, stress i negatywne emocje. I pewnie jakaś pizda z 3 roku psychologii powiedziałaby, że odpowiedzialne są te myśli o zdradzie i trzeba się ich pozbyć. Ja uważam że to bzdura.
W takiej sytuacji należy zorganizować sobie zdradę. Po prostu trzeba poszukać lub poczekać na okazję i zrobić to. I jak już dojdzie do czegoś należy przerwać związek w którym jesteś. Tak - przepraszam. Dokładnie tak. Bo widzisz - jeśli myślisz o zdradzie jest to normalne. kiedy ją planujesz nie jest jeszcze tak źle. Kiedy ją faktycznie robisz - to jasny i przejrzysty komunikat mówiący o tym, że coś jest serio nie tak.
10 lat byłem z dziewczyną którą chciałem zdradzić. Ona wiedziała o moim podejściu. Wierzyła, że jej nie zdradzę a ja wierzyłem, że one nie zdradzi mnie. Wszystko wskazuje na to że faktycznie mnie nie nie zdradziła. Przy tym co sobie powiedzieliśmy zdrada była by fraszką. No i oczywiście sam wiem, że nie zdradziłem mojej byłej.
Kiedy M zakochała się w gościu od żaglówki i poczuła że mogłaby mnie zdradzić - rozstaliśmy się. Teraz pewnie myślicie że takim postami topie swoje smutki po 10 zmarnowanych latach związku. Pewnie tak. Ale główną inspiracją jest Dieblica w skórze anioła. 155cm i 46kg ociekające ochota na seks po sześciu miesiącach w końcu znalazła czas aby się ze mną spotkać. Albo ja miałem kogoś, albo ona nie miała czasu, potem ona zmieniała mieszkanie, zdrowotne problemy, zmiana pracy itp. Teraz udało nam się spotkać na kawie i umówić na seks. Ot tak po prostu. Piszemy do siebie erotyczne teksty i podniecamy się a za 4 dni od dziś będziemy się pieprzyć. Fakt że Ewka ma męża jakoś nie specjalnie mi przeszkadza. Napięcie jakie narosło między nami eksploduje w erotycznym szale.
czwartek, 21 czerwca 2012
Zapach kobiety
Ponoć niemowlaki "cudownie" pachną. Miałem okazję to sprawdzić i choć mam wyczulony węch okazało się to nieprawdą. Rozczarowałem się.
Niedawno przypomniało mi się coś o czym zapomniałem. Coś co zdarzało mi się 15 lat temu oraz dzisiaj. Kiedyś jakaś dziewczyna bardzo mi się podoba - i mam tutaj na myśli bardzo bardzo - to zdarza mi się czuć jej zapach kiedy o niej pomyślę. Brzmi dziwnie, psychopatologicznie dziwnie ale tak mam.
Po imprezie jednej czy drugiej czasami ludzie zostawiają rzeczy: bluzę, kurtkę, szalik... Często jestem w stanie ocenić do kogo należy po samym zapachu. Większość ludzi nie ma dla mnie zapachu który mogę zapamiętać i rozpoznać (moje ex nie miała). Ale są takie osoby które rozpoznam. Mój przyjaciel z liceum, moja pierwsza wielka miłość, moja matka, mój brat... i jeszcze kilka innych. Uściślę, że nie chodzi tutaj o ten nieprzyjemny zapach.
Madzia ma cudowny, romantyczny i delikatny zapach. Może to perfumy lub płyn do płukania. Ostatnio wybraliśmy się do Krakowa. Ona ma tam rodzinkę a ja klienta. Przyjemnie z pożytecznym. Podwiozła mnie, zostawiła. Spotkałem się z klientem a potem z podwykonawcami. Zupełnie przypadkiem wybrałem się na randkę do kina z dziewczyną która jest moim informatykiem. Wieczorem jednak spotkałem się z Madzią i widzieliśmy mecz w pubie Polska Rosja. Mecz kiepski, towarzystwa nie znałem, bolała mnie głowa a Madzia nie miała nastroju do imprezowania. Nic szczególnego. Samotny hotel i następny dzień jazda z powrotem. Miła rozmowa. Jak widzicie - nic szczególnego, nic szalonego. A jednak ja coraz bardziej szaleje za Madzią.
Ta mała Zołza sprawia że cały czas myślę o niej. Zapraszam ją do kina a ona że jest dzisiaj zmęczona. Zapraszam smsem a ona nie odpowiada. Kiedy ja nie mam czasu proponuje wyjście na kawę. Na tego typu sztuczki napatrzyłem się w każdej amerykańskiej romantycznej komedii. O ja pierdziele jak to działa. Myślę o niej i czuje jej zapach. Serio! Nie wiem na czym to polega. Po prostu nawet teraz jak to piszę, zamknę oczy, przypomnę sobie jej twarz, włosy i bezpośredni sposób mówienia.
Trudno opisać zapach ale spróbuje.
Zapach jest wyraźny i mocny jak świeżo wypieczonego chleba. Przypomina mi kolor błękitny i świeży. Przy głębszym wdechu jest duszny. Nie jest soczysty jak owoc a raczej jak skórka jabłka albo gruszki. Jest przyjemny. Przerywam pracę i przerywam pisanie tego posta.
Niedawno przypomniało mi się coś o czym zapomniałem. Coś co zdarzało mi się 15 lat temu oraz dzisiaj. Kiedyś jakaś dziewczyna bardzo mi się podoba - i mam tutaj na myśli bardzo bardzo - to zdarza mi się czuć jej zapach kiedy o niej pomyślę. Brzmi dziwnie, psychopatologicznie dziwnie ale tak mam.
Po imprezie jednej czy drugiej czasami ludzie zostawiają rzeczy: bluzę, kurtkę, szalik... Często jestem w stanie ocenić do kogo należy po samym zapachu. Większość ludzi nie ma dla mnie zapachu który mogę zapamiętać i rozpoznać (moje ex nie miała). Ale są takie osoby które rozpoznam. Mój przyjaciel z liceum, moja pierwsza wielka miłość, moja matka, mój brat... i jeszcze kilka innych. Uściślę, że nie chodzi tutaj o ten nieprzyjemny zapach.
Madzia ma cudowny, romantyczny i delikatny zapach. Może to perfumy lub płyn do płukania. Ostatnio wybraliśmy się do Krakowa. Ona ma tam rodzinkę a ja klienta. Przyjemnie z pożytecznym. Podwiozła mnie, zostawiła. Spotkałem się z klientem a potem z podwykonawcami. Zupełnie przypadkiem wybrałem się na randkę do kina z dziewczyną która jest moim informatykiem. Wieczorem jednak spotkałem się z Madzią i widzieliśmy mecz w pubie Polska Rosja. Mecz kiepski, towarzystwa nie znałem, bolała mnie głowa a Madzia nie miała nastroju do imprezowania. Nic szczególnego. Samotny hotel i następny dzień jazda z powrotem. Miła rozmowa. Jak widzicie - nic szczególnego, nic szalonego. A jednak ja coraz bardziej szaleje za Madzią.
Ta mała Zołza sprawia że cały czas myślę o niej. Zapraszam ją do kina a ona że jest dzisiaj zmęczona. Zapraszam smsem a ona nie odpowiada. Kiedy ja nie mam czasu proponuje wyjście na kawę. Na tego typu sztuczki napatrzyłem się w każdej amerykańskiej romantycznej komedii. O ja pierdziele jak to działa. Myślę o niej i czuje jej zapach. Serio! Nie wiem na czym to polega. Po prostu nawet teraz jak to piszę, zamknę oczy, przypomnę sobie jej twarz, włosy i bezpośredni sposób mówienia.
Trudno opisać zapach ale spróbuje.
Zapach jest wyraźny i mocny jak świeżo wypieczonego chleba. Przypomina mi kolor błękitny i świeży. Przy głębszym wdechu jest duszny. Nie jest soczysty jak owoc a raczej jak skórka jabłka albo gruszki. Jest przyjemny. Przerywam pracę i przerywam pisanie tego posta.
wtorek, 12 czerwca 2012
Mały Hitler
Tym mało eleganckim przezwiskiem określam Madzię. Mnie i moją siostrę odwiedził stary znajomy. Nasi rodzice się znali i chyba kiedyś chcieli wyswatać moją siostrę z nim ale zrobili psikusa i się zaprzyjaźnili (i nic więcej). Kontakt się urwał i spotykamy się raz na kilka lat. Ale jak się już spotkamy to jest dużo alkocholu, dużo rozmów i zazwyczaj są one bardzo szczere, otwarte i inteligentne. Gosh... jak ja lubię ludzi mądrzejszych ode mnie - nie macie pojęcia.
Tego dnia spotkaliśmy się w mieszkaniu Madzi którą dopiero co poznałem. Wspólnie wyszliśmy na miasto. W poznaniu jest znakomita knajpa "Pijalnia Wódki" Wspaniałe, cudowne, urokliwe miejsce. Siedzieliśmy tam i piliśmy. A jak kieszenie zrobiły się puste to poszliśmy do bankomatu i dalej piliśmy. Późna pora chyba jednak nie służyła Madzi więc wzięła koleżanki poszła do domu (nie wspomniałem że były tam jeszcze jakieś kobiety? Były ale nie mają znaczenia fabularnego).
Zrobiło się zimno więc odprowadziliśmy naszego przyjaciela do Madzi bo tam miał nocować. Ale jak już tam trafiliśmy to jeszcze trochę posiedzieliśmy, zjedliśmy leczo z lodówki i wypiliśmy zapasy wódki no i oczywiście prowadziliśmy ożywioną konwersację o marketingu (bo o czym innym rozmawiać jak nie o pracy - wspominałem że pracuje w reklamie?!). Bawimy się w najlepsze kiedy nagle pojawia się zjawia... Nie! Wrak człowieka... Nie! To była zaspana Madzia obudzona w środku nocy naszą zabawą i uderzyła w nas w te słowa: "To wspaniale że się bawicie ale przenieście swoją dyskusję gdzieś indziej".
Mieszkanie Madzi jest bardzo ładne, nowoczesne, gładkie, polerowane, świeże... zaryzykuje stwierdzenie sterylne. Ale zarazem brakuje mu wyrazu i uczucia. Jest zimne i puste. Nie jest gołe ale na półkach stoją ramki bez zdjęć, obrazy imitujące sztukę kupowane były na siłę, nie ma półki z książkami a gdyby była na pewno ułożone zostały by kolorami lub wielkością i wyrzucono by te najlepsze książki. Te które mają zgniotki i wytarty grzbiet od wielokrotnego czytania. Gdyby nie bałagan w kosmetykach w toalecie pomyślałbym że to mieszkanie pokazowe przed sprzedażą. Z resztą cały blok jest taki. Same puste mieszkania, ciche korytarze i "martwy" teren zielony. Strażnik przy bramce nigdy nic nie mówi. A przy tym wszystkim mieszkanko jest malutkie więc doskonale wiedzieliśmy co Madzia mana myśli mówiąc że mamy "przenieść swoją dyskusję gdzieś indziej". Delikatnie przekazała nam "Spierdalajcie". Hitler... jak nic. Sami przyznajcie że też tak pomyśleliście. W każdym bądź razie nasze pijane umysły szybko pochwyciły tą ksywkę.
Madzia jest bardzo drobna. Nie wiem co jest - kolejna drobna babka która mi się podoba. Nie jest wysportowana ale widać że trzyma fajną sylwetkę i ma proporcjonalny biust. Trochę zniszczone włosy i niepotrzebnie je "puszy" na staromodną fryzurę ale za to nie stosuje makijażu (czyli mam na myśli że stosuje ale bardzo mało). Ma piękne niebieskie, ruchliwe i bystre oczy ale nie to w nich podoba mi się najbardziej. To dziwne i nietypowe. Zawsze mi się podobało. Konkretna, pulchna, delikatna, pierzynowa oprawa oczu. Wybaczcie - nie ma na to adekwatnej nazwy. Ja to nazywam "hermetyczna uroda". Nie pytajcie na czym to polega - nie jest to ścisłe pojęcie. Dosyć stwierdzić że spora część pięknych azjatek ma taką urodę. Taką oprawę oczy ma też Marisa Tomay.
Nazwa "Worki pod oczami" nie jest może tak wyszukana i nie oddaje uroku ale chyba tak - o to chodzi. Podczas uśmiechu oczy wyginają się na kształt rogalików. Uwielbiam to. Kocham.
A co do charakteru Madzi to długo szukałem porównania bo wiedziałem że kogoś mi bardzo przypomina. Pierwsze wrażenie sprawia dokładnie co do joty, kropka w kropkę, kreska w kreskę z Małą Mi z muminków
Ha ha ha... Madzie coś nie ma szczęścia do ksywek. Z jednej fatalnej wpada w drugą.
Ostatnio spotykam się z nią regularnie bo... pracujemy razem. Zaczęła swój mały biznes i pomagam jej w marketingu. Łączą nas relacje stricte zawodowe. Chodzimy na kawę, do restauracji na obiad, spotykamy się u niej w mieszkaniu gdzie pracujemy na laptopie, dzwonimy do siebie codziennie... Nie wiem. Wyczuwam dziwne fluidy pomiędzy nami. Lubimy się i sam jestem ciekaw czy coś z tego będzie więcej.
Blokuje mnie coś jednak. Z jednej strony podoba mi się i czuje chęć poznania ją lepiej. Ale z drugiej czuje ten sterylny chłód mieszkania. A może bardziej chodzi mi o to że uważam ją za nie swoją ligę? Ma doktorat, pochodzi z bardzo bogatej rodziny. A ja mam zaczęte i nieskończone 3 kierunki studiów i niskie zarobki. W komediach romantycznych to nigdy nie jest problem. Ciekawa czy ja żyję w takiej komedii.
Tego dnia spotkaliśmy się w mieszkaniu Madzi którą dopiero co poznałem. Wspólnie wyszliśmy na miasto. W poznaniu jest znakomita knajpa "Pijalnia Wódki" Wspaniałe, cudowne, urokliwe miejsce. Siedzieliśmy tam i piliśmy. A jak kieszenie zrobiły się puste to poszliśmy do bankomatu i dalej piliśmy. Późna pora chyba jednak nie służyła Madzi więc wzięła koleżanki poszła do domu (nie wspomniałem że były tam jeszcze jakieś kobiety? Były ale nie mają znaczenia fabularnego).
Zrobiło się zimno więc odprowadziliśmy naszego przyjaciela do Madzi bo tam miał nocować. Ale jak już tam trafiliśmy to jeszcze trochę posiedzieliśmy, zjedliśmy leczo z lodówki i wypiliśmy zapasy wódki no i oczywiście prowadziliśmy ożywioną konwersację o marketingu (bo o czym innym rozmawiać jak nie o pracy - wspominałem że pracuje w reklamie?!). Bawimy się w najlepsze kiedy nagle pojawia się zjawia... Nie! Wrak człowieka... Nie! To była zaspana Madzia obudzona w środku nocy naszą zabawą i uderzyła w nas w te słowa: "To wspaniale że się bawicie ale przenieście swoją dyskusję gdzieś indziej".
Mieszkanie Madzi jest bardzo ładne, nowoczesne, gładkie, polerowane, świeże... zaryzykuje stwierdzenie sterylne. Ale zarazem brakuje mu wyrazu i uczucia. Jest zimne i puste. Nie jest gołe ale na półkach stoją ramki bez zdjęć, obrazy imitujące sztukę kupowane były na siłę, nie ma półki z książkami a gdyby była na pewno ułożone zostały by kolorami lub wielkością i wyrzucono by te najlepsze książki. Te które mają zgniotki i wytarty grzbiet od wielokrotnego czytania. Gdyby nie bałagan w kosmetykach w toalecie pomyślałbym że to mieszkanie pokazowe przed sprzedażą. Z resztą cały blok jest taki. Same puste mieszkania, ciche korytarze i "martwy" teren zielony. Strażnik przy bramce nigdy nic nie mówi. A przy tym wszystkim mieszkanko jest malutkie więc doskonale wiedzieliśmy co Madzia mana myśli mówiąc że mamy "przenieść swoją dyskusję gdzieś indziej". Delikatnie przekazała nam "Spierdalajcie". Hitler... jak nic. Sami przyznajcie że też tak pomyśleliście. W każdym bądź razie nasze pijane umysły szybko pochwyciły tą ksywkę.
Madzia jest bardzo drobna. Nie wiem co jest - kolejna drobna babka która mi się podoba. Nie jest wysportowana ale widać że trzyma fajną sylwetkę i ma proporcjonalny biust. Trochę zniszczone włosy i niepotrzebnie je "puszy" na staromodną fryzurę ale za to nie stosuje makijażu (czyli mam na myśli że stosuje ale bardzo mało). Ma piękne niebieskie, ruchliwe i bystre oczy ale nie to w nich podoba mi się najbardziej. To dziwne i nietypowe. Zawsze mi się podobało. Konkretna, pulchna, delikatna, pierzynowa oprawa oczu. Wybaczcie - nie ma na to adekwatnej nazwy. Ja to nazywam "hermetyczna uroda". Nie pytajcie na czym to polega - nie jest to ścisłe pojęcie. Dosyć stwierdzić że spora część pięknych azjatek ma taką urodę. Taką oprawę oczy ma też Marisa Tomay.
Nazwa "Worki pod oczami" nie jest może tak wyszukana i nie oddaje uroku ale chyba tak - o to chodzi. Podczas uśmiechu oczy wyginają się na kształt rogalików. Uwielbiam to. Kocham.
A co do charakteru Madzi to długo szukałem porównania bo wiedziałem że kogoś mi bardzo przypomina. Pierwsze wrażenie sprawia dokładnie co do joty, kropka w kropkę, kreska w kreskę z Małą Mi z muminków
Ha ha ha... Madzie coś nie ma szczęścia do ksywek. Z jednej fatalnej wpada w drugą.
Ostatnio spotykam się z nią regularnie bo... pracujemy razem. Zaczęła swój mały biznes i pomagam jej w marketingu. Łączą nas relacje stricte zawodowe. Chodzimy na kawę, do restauracji na obiad, spotykamy się u niej w mieszkaniu gdzie pracujemy na laptopie, dzwonimy do siebie codziennie... Nie wiem. Wyczuwam dziwne fluidy pomiędzy nami. Lubimy się i sam jestem ciekaw czy coś z tego będzie więcej.
Blokuje mnie coś jednak. Z jednej strony podoba mi się i czuje chęć poznania ją lepiej. Ale z drugiej czuje ten sterylny chłód mieszkania. A może bardziej chodzi mi o to że uważam ją za nie swoją ligę? Ma doktorat, pochodzi z bardzo bogatej rodziny. A ja mam zaczęte i nieskończone 3 kierunki studiów i niskie zarobki. W komediach romantycznych to nigdy nie jest problem. Ciekawa czy ja żyję w takiej komedii.
poniedziałek, 11 czerwca 2012
Dałem dziewczynie kosza
Jest pewne zagrożenie w tym jak ktoś Ciebie skrzywdzi. Że potem Ty będziesz robił to samo innym. Dzieci alkoholików piją, bite dzieci biją a Ci z zepsutym sercem psują inne serca.
Czy ja zraniłem Justynkę? Chyba tak.
W moją okolice zawitała karuzela... oraz Justynka. Okazja aby się spotkać, pogadać, zaszaleć, upić się i... nie wiadomo. Co będzie to będzie. Przyjechała, kopiliśmy alkohol ale za mało aby się upić, za dużo aby wchodzić na wirujące karuzele. Zgodziłem się raz, a potem drugi raz. Nie podobało mi się. Ona jednak miała irytującą tendencję nawracania tego samego pytania. Jak rozpuszczone dziecko. W pewnym momencie zacząłem liczyć i doliczyłem się w sumie 36 razy. Razem z tymi których nie liczyłem... 50?
Rozmowy są o niczym. Justynka nie ma specjalnie pasji, nie lubi swojej pracy. Jest zwariowana, nie robi planów. Mój odbiór który opisałem wcześniej utwierdził się. Doszły jedynie irytujące wady.
Ponownie chciała kłaść się razem do łóżka. Ponownie w jeansach. Ponownie chciała czuć moje ciepło ale nie chciała być macana. Ja byłem gotowy iść na całość a ona... ba! Powiedziałem jej że chce się całować - zignorowała mnie. Poprzedniej nocy robiliśmy dużo więcej. WTF? Czego ona chce? Zrozumiem jeśli nie chce się całować ale... fuck. Nic nie kumam.
Z "nic nie kumam" na twarzy następnego dnia pojechaliśmy do znajomych na działkę. Byłem obojętny i zimny. Nie interesowałem się nią i myślałem, że ona to zrozumie i odpuści. Jedziemy autem z powrotem, rozmawiamy z bratem i jego przyszłą żoną gdzie zjemy kiedy słyszę szept "chcę się całować teraz". W środku rozmowy, konwencji społecznej w chwili niedopasowanej chce się całować kiedy tego samego ranka mogliśmy całować się na moim łóżku? W takich chwilach myślę sobie, że ona robi to specjalnie aby... nie.. dobra - nie wiem dlaczego ktoś chciałby coś takiego zrobić.
Odwiożąc ją do domu mówię: "Słuchaj - chyba nic z tego nie będzie. Nie rozwijajmy tego. Nie pasujemy do siebie. Nadajemy na innych częstotliwościach. po prostu tego nie czuje". Przyjęła to ze spokojem (chociaż coś) ale wzięła to do siebie. Uważa, że ją oceniłem i nic o niej nie wiem.
Tyle co się dowiedziałem wystarczyło mi do podjęcia decyzji. Nie oceniam jej. Jedynie stwierdziłem że do siebie nie pasujemy. Chociaż jest to ocena w jakiś sposób.
Potem powiedziała, że ona myśli inaczej. Lubi mnie, chce mnie ale rozumie i nie będzie nachalna.
Jestem prawie pewny, że ją zasmuciłem. Nie cieszy mnie to. Ale z drugiej strony jakoś nie cierpię wiecie. Cierpiałbym gdybym spróbował z nią cośtam cośtam.
Czy ja zraniłem Justynkę? Chyba tak.
W moją okolice zawitała karuzela... oraz Justynka. Okazja aby się spotkać, pogadać, zaszaleć, upić się i... nie wiadomo. Co będzie to będzie. Przyjechała, kopiliśmy alkohol ale za mało aby się upić, za dużo aby wchodzić na wirujące karuzele. Zgodziłem się raz, a potem drugi raz. Nie podobało mi się. Ona jednak miała irytującą tendencję nawracania tego samego pytania. Jak rozpuszczone dziecko. W pewnym momencie zacząłem liczyć i doliczyłem się w sumie 36 razy. Razem z tymi których nie liczyłem... 50?
Rozmowy są o niczym. Justynka nie ma specjalnie pasji, nie lubi swojej pracy. Jest zwariowana, nie robi planów. Mój odbiór który opisałem wcześniej utwierdził się. Doszły jedynie irytujące wady.
Ponownie chciała kłaść się razem do łóżka. Ponownie w jeansach. Ponownie chciała czuć moje ciepło ale nie chciała być macana. Ja byłem gotowy iść na całość a ona... ba! Powiedziałem jej że chce się całować - zignorowała mnie. Poprzedniej nocy robiliśmy dużo więcej. WTF? Czego ona chce? Zrozumiem jeśli nie chce się całować ale... fuck. Nic nie kumam.
Z "nic nie kumam" na twarzy następnego dnia pojechaliśmy do znajomych na działkę. Byłem obojętny i zimny. Nie interesowałem się nią i myślałem, że ona to zrozumie i odpuści. Jedziemy autem z powrotem, rozmawiamy z bratem i jego przyszłą żoną gdzie zjemy kiedy słyszę szept "chcę się całować teraz". W środku rozmowy, konwencji społecznej w chwili niedopasowanej chce się całować kiedy tego samego ranka mogliśmy całować się na moim łóżku? W takich chwilach myślę sobie, że ona robi to specjalnie aby... nie.. dobra - nie wiem dlaczego ktoś chciałby coś takiego zrobić.
Odwiożąc ją do domu mówię: "Słuchaj - chyba nic z tego nie będzie. Nie rozwijajmy tego. Nie pasujemy do siebie. Nadajemy na innych częstotliwościach. po prostu tego nie czuje". Przyjęła to ze spokojem (chociaż coś) ale wzięła to do siebie. Uważa, że ją oceniłem i nic o niej nie wiem.
Tyle co się dowiedziałem wystarczyło mi do podjęcia decyzji. Nie oceniam jej. Jedynie stwierdziłem że do siebie nie pasujemy. Chociaż jest to ocena w jakiś sposób.
Potem powiedziała, że ona myśli inaczej. Lubi mnie, chce mnie ale rozumie i nie będzie nachalna.
Jestem prawie pewny, że ją zasmuciłem. Nie cieszy mnie to. Ale z drugiej strony jakoś nie cierpię wiecie. Cierpiałbym gdybym spróbował z nią cośtam cośtam.
piątek, 8 czerwca 2012
Jak nie zrywać z dziewczyną
Asysta emocjonalna
Tym terminem będę określał pewne zjawisko bardzo niepożądane kiedy rozstajesz się z partnerem / ką. Pochodzi o asysty grawitacyjnej. Zacytuje z wikipedii: "w astrodynamice pojęcie określające zmianę prędkości i kierunku lotu kosmicznego przy użyciu pola grawitacyjnego planety lub innego dużego ciała niebieskiego". Porównałbym to do takiej katapulty do wystrzeliwania w kosmos. Obiekt może zrobić kilka nawrotek i wziuuuuu.... Asysta emocjonalna to to samo ale dotyczy emocji w związku.
2-3 miesiące temu zawarłem porozumienie z Olą Korporacyjną Osą. Szacunek, lubienie się, spędzanie wolnego czasu, wymiana doświadczeń, wspólny śmiech, imprezy, radość, dotyk, tulenie, całowanie i seks. Umówiliśmy się też, że tylko tego chcemy i nic więcej. Ona chciał "odpocząć" a ja jestem cichy spokojny logiczny i rozumny. A ja chciałem towarzystwa, ciepła, dotyku i... seksu (no nie ma co ukrywać). spotykaliśmy się sporadycznie bo jesteśmy z różnych stron Polski. Ona dużo delegacji korpoacyjnych robi więc widywaliśmy się raz na tydzień, dwa tygodnie po kilka intensywnych dni pełnych robienia mnóstwa rzeczy: gotowanie, spacery, imprezy, gry, kawiarnia, kino... no i seks. A seks był niesamowity. Najlepszy w moim życiu. Ostry, mocny, męczący i długi. Pisałem o wizycie w Krakowie gdzie robiliśmy to 6 razy jeden za drugim. Ale nie pisałem kiedy robiliśmy to przez godzinę bardzo mocno i intensywnie bez przerwy. Nie wiem czy kiedykolwiek w życiu tak bardzo się zmęczyłem. Następnego dnia krew z nosa mi leciała ze zmęczenia.
To fenomenalna dziewczyna. Podoba mi się, że jest pracowita, zaradna i inteligentna. Lubie jak żartuje i jak się śmieje. Bardzo ją cenię i szanuje.
Jak to zwykle bywa w takich związkach bez zobowiązań wszystko spierdoliło się bardzo szybko i w tajemniczych okolicznościach. Doszło do asysty emocjonalnej która wystrzeliła z orbity w kosmos cały związek, szacunek i przyjaźń. Wielka szkoda.
W weekend byłem u niej (już nie pamiętam o jakie miasto chodzi - gubię się w tych kłamstwach). Miałem kilka spraw do załatwienia ale miałem jeden dzień w całości dla niej. Z resztą miała wyjechać następnego dnia. Niefortunnie chciałem przekimać u niej. Okazało się że ma współlokatorkę i mieszka w suterenie w bardzo średnich warunkach. Nie było jak nawiązać intymności. Jak to kobieta wyczuła że coś ze mną nie tak więc jej zdradziłem że moja ex ma nowego chłopaka. Zerwała ze starym i po jednym dniu ma następnego. Trochę mnie tknęło, że 10 lat spędziłem z taką kurwą. Ola pyta więc jej o tym powiedziałem. W sumie - to dała mi do myślenia i moze opisze to ale w innym poście. Tak czy siak podejście Oli do związków poprawiło mi nastrój. Zuch dziewczyna. Następnego dnia rano uprawialiśmy seks w jedynym miejscu gdzie mogliśmy czyli w toalecie przy włączonej wodzie. Trochę fuj. Miałem problem ze wzwodem. Może seks na stojąco, może nowe miejsce a może warunki boso na zimnych kafelka. Tak czy siak - seks się nie udał. Zdarza mi się. Potem prysznic, całowanko i odwiozłem ją na pociąg.
W poniedziałek o 4 rano (pracowałem do 3ciej) dostaje telefon od niej w którym mnie jebie. Wybaczcie, byłem bardzo zaspany i niewiele pamiętam. Wiem że zarzucała mi rzeczy których nie powiedziałem. Że nadal kocham swoją byłą i że lepiej będzie jak się rozstaniemy. Powiedziałem najmądrzejszą rzecz jaka przyszła mi do głowy i nadal uważam że było to dość elokwentne (jak na tą porę):
Związek oddalił się od planety, zwolnił i jak kometa powraca aby ponownie wpaść w studnie grawitacyjną która wystrzeli go w kosmos z jeszcze większą siłą.
Spałem 14h. Obudziłem się o 18tej! Przez ten czas miałem wyłączony telefon. Przywitały mnie niemiły głos Oli, że jestem chujem, dobrze się bawię. Była jedna wiadomość wysłana wkrótce po naszym rozstaniu o 4 rano (o co chodzi z tą godziną?). Że ciepło o mnie myśli, że jest gotowa pójść dalej i że myśli o stały związku. Nie pamiętam dokładnie, nie zapisałem. Ale mam zapis z Facebooka:
chce stworzyc z Toba staly ziazek
patrz nsza rozmowa w Browarze odnosnie zakochania sie
nie chce bys umawial sie z innymi babkami
tak jak ja nie umawiam sie z innymi facetami
to, ze uganiasz sie za nastepnymi laskami bardzo mnie rani
a Twoj seks - coraz krótszy powoduje, że czuje sie jakbys traktowal mnie jak narzedzie
jakbym miala polozyc sie i nic nie robic az skonczysz
szczegolenie poprzedni i dzisiejszy 2 minutowy "seks"
Oszczędzę wam reszty. Najlepsza jest końcówka. Zadałem serię pytań:
Z moich obliczeń wynika, że kiedy jej napisałem o tym, że jestem na nie była 20ta. Miała zatem 4h na znalezienie sobie nowego chłopa.
Tym terminem będę określał pewne zjawisko bardzo niepożądane kiedy rozstajesz się z partnerem / ką. Pochodzi o asysty grawitacyjnej. Zacytuje z wikipedii: "w astrodynamice pojęcie określające zmianę prędkości i kierunku lotu kosmicznego przy użyciu pola grawitacyjnego planety lub innego dużego ciała niebieskiego". Porównałbym to do takiej katapulty do wystrzeliwania w kosmos. Obiekt może zrobić kilka nawrotek i wziuuuuu.... Asysta emocjonalna to to samo ale dotyczy emocji w związku.
2-3 miesiące temu zawarłem porozumienie z Olą Korporacyjną Osą. Szacunek, lubienie się, spędzanie wolnego czasu, wymiana doświadczeń, wspólny śmiech, imprezy, radość, dotyk, tulenie, całowanie i seks. Umówiliśmy się też, że tylko tego chcemy i nic więcej. Ona chciał "odpocząć" a ja jestem cichy spokojny logiczny i rozumny. A ja chciałem towarzystwa, ciepła, dotyku i... seksu (no nie ma co ukrywać). spotykaliśmy się sporadycznie bo jesteśmy z różnych stron Polski. Ona dużo delegacji korpoacyjnych robi więc widywaliśmy się raz na tydzień, dwa tygodnie po kilka intensywnych dni pełnych robienia mnóstwa rzeczy: gotowanie, spacery, imprezy, gry, kawiarnia, kino... no i seks. A seks był niesamowity. Najlepszy w moim życiu. Ostry, mocny, męczący i długi. Pisałem o wizycie w Krakowie gdzie robiliśmy to 6 razy jeden za drugim. Ale nie pisałem kiedy robiliśmy to przez godzinę bardzo mocno i intensywnie bez przerwy. Nie wiem czy kiedykolwiek w życiu tak bardzo się zmęczyłem. Następnego dnia krew z nosa mi leciała ze zmęczenia.
To fenomenalna dziewczyna. Podoba mi się, że jest pracowita, zaradna i inteligentna. Lubie jak żartuje i jak się śmieje. Bardzo ją cenię i szanuje.
Jak to zwykle bywa w takich związkach bez zobowiązań wszystko spierdoliło się bardzo szybko i w tajemniczych okolicznościach. Doszło do asysty emocjonalnej która wystrzeliła z orbity w kosmos cały związek, szacunek i przyjaźń. Wielka szkoda.
W weekend byłem u niej (już nie pamiętam o jakie miasto chodzi - gubię się w tych kłamstwach). Miałem kilka spraw do załatwienia ale miałem jeden dzień w całości dla niej. Z resztą miała wyjechać następnego dnia. Niefortunnie chciałem przekimać u niej. Okazało się że ma współlokatorkę i mieszka w suterenie w bardzo średnich warunkach. Nie było jak nawiązać intymności. Jak to kobieta wyczuła że coś ze mną nie tak więc jej zdradziłem że moja ex ma nowego chłopaka. Zerwała ze starym i po jednym dniu ma następnego. Trochę mnie tknęło, że 10 lat spędziłem z taką kurwą. Ola pyta więc jej o tym powiedziałem. W sumie - to dała mi do myślenia i moze opisze to ale w innym poście. Tak czy siak podejście Oli do związków poprawiło mi nastrój. Zuch dziewczyna. Następnego dnia rano uprawialiśmy seks w jedynym miejscu gdzie mogliśmy czyli w toalecie przy włączonej wodzie. Trochę fuj. Miałem problem ze wzwodem. Może seks na stojąco, może nowe miejsce a może warunki boso na zimnych kafelka. Tak czy siak - seks się nie udał. Zdarza mi się. Potem prysznic, całowanko i odwiozłem ją na pociąg.
W poniedziałek o 4 rano (pracowałem do 3ciej) dostaje telefon od niej w którym mnie jebie. Wybaczcie, byłem bardzo zaspany i niewiele pamiętam. Wiem że zarzucała mi rzeczy których nie powiedziałem. Że nadal kocham swoją byłą i że lepiej będzie jak się rozstaniemy. Powiedziałem najmądrzejszą rzecz jaka przyszła mi do głowy i nadal uważam że było to dość elokwentne (jak na tą porę):
- Nie kocham byłej. Słowami Cię nie przekonam. Czyny i moja postawa powinny za mnie mówić i jeśli tego nie robią to nic nie poradzę. Mogę jedynie liczyć na to, że jakoś mi uwierzysz i zweryfikujesz pogląd. Jeśli potrzeba do tego czasu - niech tak będzie. Jeśli chcesz się rozstać to oczywiście możesz tak zrobić.
Bo widzicie mieliśmy taką umowę, że możemy się rozstać w każdej chwili. Nie umawiamy się z innymi, nie szukamy aktywnie nikogo i kategorycznie nie sypiamy z innymi (ze względów choćby zdrowotnych). Dała mi kosza. Szczegóły mieliśmy obgadać w środę jak przyjedzie.
Opuściliśmy planetę FriendsWithBenefits z przylądka nieudanego seksu i weszliśmy na orbitę. To pierwszy etap Asysty Emocjonalnej. Teraz już wiem że to idealny moment na rozstanie.
Ola przyjechała, cmok w policzek, kawa, żarty. razem realizujemy pewien projekt wiec omówiliśmy pewne plany i koncepty. Nawet zrobiliśmy kawał roboty. Pod koniec zagadałem czy przypadkiem nie chciała omówić sprawy kosza którego mi dała. Odparła że: "No właśnie się zastanawia czy mi tego kosza dać". To był pierwszy obrót na orbicie WTF. Opóźniła swój wyjazd aby móc się spotkać wieczorem. Wylądowaliśmy w łóżku w zamiarem przespania kilku godzin zanim odwiozę ją na pociąg (byłem skrajnie zmęczony, spałem po 2-3 godziny od 3 dni). I znowu niewiele pamiętam z tego co ona się mnie pytała. Ostatecznie stanęło na tym że zostajemy przy tym co było wcześniej no i zaczęliśmy uprawiać seks. Ja zmęczony na dole, ona aktywna na górze. Skończyło się po nastu minutach. Ze snu przed odwiezieniem ją na pociąg zostało mi 15min z których skorzystałem.
Pewnie wielu z was teraz kręci głową i użala się nad moją głupotą. Zapewniam że wynika to z mojej niewiedzy. Mnie mniej jednak starczyło mi rozsądku aby się upewnić. Na peronie zapytała czego ja chcę. Powiedział że chce żeby było tak jak wcześniej:
- dajemy sobie szacunek, spędzamy wspólnie czas
- inspirujemy się motywujemy do działania, towarzyszymy sobie
- robimy sobie dobrze
- nie angażujemy się
Rozstaliśmy się ciepło mimo chłodu panującego o 3ciej w nocy.
Związek oddalił się od planety, zwolnił i jak kometa powraca aby ponownie wpaść w studnie grawitacyjną która wystrzeli go w kosmos z jeszcze większą siłą.
Spałem 14h. Obudziłem się o 18tej! Przez ten czas miałem wyłączony telefon. Przywitały mnie niemiły głos Oli, że jestem chujem, dobrze się bawię. Była jedna wiadomość wysłana wkrótce po naszym rozstaniu o 4 rano (o co chodzi z tą godziną?). Że ciepło o mnie myśli, że jest gotowa pójść dalej i że myśli o stały związku. Nie pamiętam dokładnie, nie zapisałem. Ale mam zapis z Facebooka:
chce stworzyc z Toba staly ziazek
patrz nsza rozmowa w Browarze odnosnie zakochania sie
nie chce bys umawial sie z innymi babkami
tak jak ja nie umawiam sie z innymi facetami
to, ze uganiasz sie za nastepnymi laskami bardzo mnie rani
a Twoj seks - coraz krótszy powoduje, że czuje sie jakbys traktowal mnie jak narzedzie
jakbym miala polozyc sie i nic nie robic az skonczysz
szczegolenie poprzedni i dzisiejszy 2 minutowy "seks"
Wiele myśli wokół tego krążyło w mojej głowie. Że seks nie powinien być wyznacznikiem co czuje do kogoś, Że seks jest jak tango - trzeba dwojga. Że nie umawiam się z dziewczynami. Ola ma tendencje do fabrykowania faktów i wierzenie w nie. Np wymyśliła sobie że celowo wyłączyłem telefon bo wiedziałem, że ona zadzwoni z taką propozycją. Że nie oddzwaniam bo się nieźle bawię (spałem w tym czasie).
Obudziłem się, odebrałem wiadomości, nie dodzwoniłem się do niej, poszedłem na spacer i napisałem maila:
Mamy tutaj klasyczną sytuację. Tworzymy związek i chcesz iść dalej. Rozwijać go. Przejść na wyższy poziom. Albo zrobimy poważny związek albo wcale. To ma sens.Do tego jednak sam szacunek nie wystarczy. Uwielbiam cię. Szanuje. Lubie Twoje towarzystwo, zainteresowania i fenomenalne poczucie humoru, Jesteś pracowita, zaradna i skuteczna. Lubie to jak dbasz o swoją rodzinę i jak rozwiązujesz problemu. Ale to wszystko za mało aby stworzyć stały związek. Innymi słowy - pamiętając naszą rozmowę w PKP miałem czas, okazję i pretekst do tego aby się zakochać ale to się nie stało. Nie skoczę za Ciebie pod pociąg, nie oddam Ci swojej duszy, i nie zaufam w 100% we wszystkim.
Na peronie zapytałaś co ja bym chciał. Odpowiedziałem Ci. Nadal tak uważam. Rozumiem również że obecna sytuacja Ci nie odpowiada. I rozumiem "wóz albo przewóz". I tak jak powiedziałem w poniedziałek - jeśli to jest to czego chcesz to tak powinniśmy zrobić. Zależy mi na Tobie ale zabraknie tego na stały związek.
Aby była jasność przez "stały związek" rozumiem związek gdzie ludzie się kochają.
To co było między nami nazwałbym popularnym "friends with benefits". Szacunek, bycie miłym, wspólne robienie rzeczy i dotykanie, trzymanie za ręce, tulenie, całowanie i seks.
Mam tylko jedną nadzieję że uda nam się zachować te pierwsze (bycie znajomym). Wiem że ja na pewno będę chciał.
Mamy tutaj klasyczną sytuację. Tworzymy związek i chcesz iść dalej. Rozwijać go. Przejść na wyższy poziom. Albo zrobimy poważny związek albo wcale. To ma sens.Do tego jednak sam szacunek nie wystarczy. Uwielbiam cię. Szanuje. Lubie Twoje towarzystwo, zainteresowania i fenomenalne poczucie humoru, Jesteś pracowita, zaradna i skuteczna. Lubie to jak dbasz o swoją rodzinę i jak rozwiązujesz problemu. Ale to wszystko za mało aby stworzyć stały związek. Innymi słowy - pamiętając naszą rozmowę w PKP miałem czas, okazję i pretekst do tego aby się zakochać ale to się nie stało. Nie skoczę za Ciebie pod pociąg, nie oddam Ci swojej duszy, i nie zaufam w 100% we wszystkim.
Na peronie zapytałaś co ja bym chciał. Odpowiedziałem Ci. Nadal tak uważam. Rozumiem również że obecna sytuacja Ci nie odpowiada. I rozumiem "wóz albo przewóz". I tak jak powiedziałem w poniedziałek - jeśli to jest to czego chcesz to tak powinniśmy zrobić. Zależy mi na Tobie ale zabraknie tego na stały związek.
Aby była jasność przez "stały związek" rozumiem związek gdzie ludzie się kochają.
To co było między nami nazwałbym popularnym "friends with benefits". Szacunek, bycie miłym, wspólne robienie rzeczy i dotykanie, trzymanie za ręce, tulenie, całowanie i seks.
Mam tylko jedną nadzieję że uda nam się zachować te pierwsze (bycie znajomym). Wiem że ja na pewno będę chciał.
Związek zrobił ostatnie koło wokół planety szczęścia i wystrzelił się z orbity w kosmos. Potem była wymiana maili w których ona mnie obraża a ja uprzejmie pytam się o co chodzi, zadaje pytania dookreślające, wytykam nieścisłość i proszę o uzasadnienie. Żadnego nie dostaje - jedynie kolejny stek bluzgów. (poniższy przykład możesz pominąć jeśli wierzysz mi na słowo). [ja; ona]
Sam nie wiesz czego chcesz.
Tak. I powiedziałem Ci to na samym początku.
Najpewniej chciałbyś wskoczyć w majtki swojej byłej
Właściwie to nie. Seks z nią był fatalny.
ale nie zrobisz tego (przynajmniej oficjalnie) bo przecież już tyle złego na nią powiedziałeś... Sam fakt, że rozmawiasz z nią o miłości (którą musisz dzielić z tymi wszystkimi facetami - a to jest takie wkurzające) jaką to ona wciąż czuje do Ciebie jest żenujący.
Ona nie czuje do mnie żandnej miłości. I ja do niej nic takiego nie czuje.
No i oczywiście reszta kobiet - których jeszcze nie zaliczyłeś, bo podobno inwestowałeś w swój poprzedni związek. Wiem, że gdy byłeś z Martą, chciałeś "przygruchać" jeszcze jedną laskę na boku bo nie miałeś seksu - niestety, nie miałeś ani jaj by to zrobić ani pomysłu by zrozumieć dlaczego w Twoim związku nie ma seksu.
To z innego powodu. Po prostu uważałem że byłaby to zdrada. A seksu w naszym związku nie było z jednego powodu. Moja partnerka go nie chciała. Nic więcej.
Znam i inne Twoje pomysły - po wysłuchaniu ich, jest mi przykro, że poszłam do łóżka z kimś takim jak Ty.
Jakie pomysły?
Chyba to najlepszy czas bym zastanowiła się, dlaczego ulegam takim destrukcyjnym facetom jak Ty czy Marcin. To bardzo cenna dla mnie informacja - dziękuję. Chciałabym uprawiać seks a i może stworzyć z kimś szczęśliwy partnerski związek z prawdziwym facetem.
Taki masz do tego prawo. O tym że jestem wybrakowany, "uszkodzony" też informowałem w pociągu PKP.
Z mężczyzną, który jest gotowy mówić mi szczerze "co jest".
A to raczej starałem się robić.
Chcę stabilnego emocjonalnie człowieka w swoim łóżku, który nie staje na baczność, gdy dzwoni jego była i nie zachowuje się śmiesznie. Nie chce być świadkiem, gdy ślinisz się na myśl albo do swojej byłej, bo czuję że taka sytuacja jest żałosna.
Nic takiego nie miało miejsca.
Nie chce faceta, który szuka kogoś by wypłakać się w rękaw, wyżalić się jaki to jest pokrzywdzony bo ma "pod skórą" swoją byłą i chce się jakoś na niej zemścić.
Przepraszam jeśli tak mnie odebrałaś. Zwróciłaś mi raz uwagę na to w autobusie w drodze do poznania. Od tamtej pory przestałem. Potem była ta feralna rozmowa na schodach. Parodoksalnie to co wtedy mówiłaś bardzo mi pomogło. Nawet nie zdążyłem Ci podziękować.
Nie chcę oglądać kolejnych płaczliwych onanizacji i wywodów na temat tego jak bardzo ją kochałeś a ona ma Cię w dupie. Nie chce pokazówek, skrajnych nastrojów, krycia zazdrości o byłą za śmiercią matki.
Raczej uważam siebie za spokojnego faceta o stonowanych emocjach. Ale chyba masz rację - te tematy mnie ruszają.
Mam już dawno za sobą pierwsze miłostki z podstawówki czy nawet ze szkoły średniej - szukam mężczyzny, który się wyszalał, wie czego chce i można mu zaufać. Przy którym nie tracę czasu i czuję się kobietą.
Nie wyszalałem się. Nie wiem czego chce. A o zaufaniu ja nie decyduje. Przepraszam że masz wrażenie straty czasu. Żałuje i teraz pewnie postąpił bym inaczej.
Nawet nasze poglądy na temat relacji międzyludzkich są inne. Nawet w kwestii samego seksu - 2 minutowy seks zakonczony fiaskiem to niestety jest troche mało.
Mówią że każdemu się zdarza. A i ja Ci mówiłem że mi się zdarza przed seksem w Gdańsku. Okazało się że przy Tobie mogę tyle jak nigdy jeszcze wcześniej w życiu. Nie kontroluje tego.
Poza tym ja chcę budować trwałe relacje z innym człowiekiem a Ty przeprowadzasz jakiś pokrętny blizkreig miłosny - nagle uderza w Ciebie "to wspaniałe uczucie" i już wiesz, że chcesz być z tą osoba do końca. Są wróżki, kucyki, motylki w brzuszku, ślub, dzieci i Ty mszczący się na swojej byłej, która teraz rozumie co straciła. Może i miłość od pierwszego spojrzenia istnieje, ale Twoja wizja jest na jakaś cienka w nogach. Ponadto, nie chcę Ci przeszkadzać w Twoich poszukiwaniach - będę trzymać za Ciebie mocno kciuki. Mam nadzieję, że większej ilości kobiet strzelisz tę historię i wreszcie będziesz miał kolejne linie do nacinania na swoim łóżku :). Naprawdę Ci tego życzę, bo widzę, ze tego potrzebujesz.
Nie mam nic na swoją obronę. Chcesz miłości a ja nie mogę Ci jej dać. Chcesz długiego seksu a ja czasami nie daje rady. Chcesz stałego związku a ja nie.
Jestem zaskoczony twoją żywiołową reakcją. Obrażasz mnie i prowokujesz (np: "To przykre. Mam płakać razem z Tobą czy co?"). Używasz takich słów jak "żałosne" "jesteś hujem" "zmarnowałam czas" "jak 12latek". Ale ja naprawdę nie wiem co takiego złego zrobiłem. tzn: jestem świadom swoich ułomności ale nie żeby wywoływały one taką reakcję. Umówiliśmy się na związek przyjaźni z seksem. Byłem przyjacielski i uprawialiśmy seks. Zaproponowałaś coś więcej a ja odmówiłem.
Dlaczego chciałaś tworzyć ze mną stały związek skoro myślisz o mnie te wszystkie rzeczy które napisałaś i powiedziałaś przez telefon? Dlaczego nie skorzystałaś z lepszej oferty jeśli taką dostałaś? Jeśli seks ze mną Ci nie odpowiadał dlaczego od razu o tym nie rozmawialiśmy? Dlaczego nie w trakcie? Dlaczego na dworcu kazałaś sobie przypomnieć nasze ustalenia co do związku i zgodziłaś się z nimi? Dlaczego namawiałaś mnie abym zgadzał się na to aby na jakieś wesele iść z obcą babą? Dlaczego na dworcu zaproponowałaś abyśmy spotykali się z innymi ludźmi?
W odpowiedzi dowiedziałem się że chuj pisze się przez "ch".
A TERAZ PUNKT KULMINACYJNY!
Miałam wczoraj świetny seks, najlepszy od ponad roku, jest mi dobrze, facet jest zrównoważony
Jeśli dobrze liczę to 16h temu napisałem Ci "nie" na Twoją propozycję stałego związku. A ty wczoraj byłaś już z kimś innym?
Nie rozumiem pytania - od ponad 16 godzin nie powinno CIę obchodzić co robię i z kim sypiam.
Nie wiem - szukam jakiejś zgrabnej metafory dla tego związku. Jakieś wybuchowe zakończenie związku wystrzelone w kosmos. Czarna dziura? Brązowy karzeł? A może po prostu spalił się w słońcu... ze wstydu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)